Szwedzka policja wszczęła dochodzenie w sprawie przemytu do kraju migrantów z Bliskiego Wschodu, którym udało się dotrzeć do Grecji. Podejrzewanym o uprawianie tego procederu jest lokalny polityk rządzącej partii Socjaldemokratów, w jednej z gmin na południu Szwecji.
Policyjne dochodzenie wszczęto po dziennikarskiej prowokacji, którą wobec polityka przeprowadził dziennikarz gazety Expressen. 27-letni Rashad Alassad, socjaldemokratyczny radny gminy Ljungby, został zwabiony na lotnisko w Chania na Krecie, skąd miał odebrać 4-letnią dziewczynkę.
Na miejscu dziennikarz udając ojca dziecka ukrytą kamerą nagrał spotkanie. Do przekazania dziewczynki nie doszło, ale po powrocie do Szwecji i po konfrontacji Alassad, przyznał się do przemytu ludzi.
Polityk jako "Ahmed" ogłaszał się w języku arabskim w mediach społecznościowych, oferując swoje usługi. Za przemyt do Szwecji dziecka żądał 2 tysięcy euro, za osobę dorosłą 3 tysięcy euro. Chwalił się, że udało mu się przemycić wielu migrantów.
Potencjalnym klientom radził, aby po przybyciu do Szwecji mówili, że pochodzą z Palestyny, gdyż wtedy łatwiej będzie im otrzymać azyl.
Rashad Alassad pochodzi z Syrii. W 2014 roku otrzymał w Szwecji azyl, jest żonaty i ma dwójkę dzieci. W Ljungby pracuje w jednym z państwowych urzędów. Po opublikowaniu w czwartek przez gazetę artykułu na jego temat zrezygnował z członkostwa w partii i funkcji radnego.
Na miejscu dziennikarz udając ojca dziecka ukrytą kamerą nagrał spotkanie. Do przekazania dziewczynki nie doszło, ale po powrocie do Szwecji i po konfrontacji Alassad, przyznał się do przemytu ludzi.
Polityk jako "Ahmed" ogłaszał się w języku arabskim w mediach społecznościowych, oferując swoje usługi. Za przemyt do Szwecji dziecka żądał 2 tysięcy euro, za osobę dorosłą 3 tysięcy euro. Chwalił się, że udało mu się przemycić wielu migrantów.
Potencjalnym klientom radził, aby po przybyciu do Szwecji mówili, że pochodzą z Palestyny, gdyż wtedy łatwiej będzie im otrzymać azyl.
Rashad Alassad pochodzi z Syrii. W 2014 roku otrzymał w Szwecji azyl, jest żonaty i ma dwójkę dzieci. W Ljungby pracuje w jednym z państwowych urzędów. Po opublikowaniu w czwartek przez gazetę artykułu na jego temat zrezygnował z członkostwa w partii i funkcji radnego.