Wciąż rośnie liczba śmiertelnych ofiar pożarów w amerykańskiej Kalifornii. Według ostatnich informacji nie żyją już 44 osoby i nie jest to ostateczny bilans. To najtragiczniejsze tego typu wydarzenie w historii stanu.
W 27-tysięcznym miasteczku Paradise doszczętnie spłonęło 20 procent zabudowań. Władze nakazały ewakuację dla 250 tysięcy mieszkańców, ponad połowa z nich nie ma w tej chwili dokąd wracać.
Pożary zagrażają także przybrzeżnym regionom Los Angeles w okolicach miejscowości Malibu. Część strażaków, którzy pracują przy akcjach gaśniczych również straciło dobytek swojego życia. Nie zraziło to ich i w dalszym ciągu są na posterunku. Wciąż zaginionych jest ponad 200 osób, rodziny podkreślają, że nie mają z nimi kontaktu.