O sprawie informowaliśmy już w maju. Gminy zapłaciły hyclowi za wyłapanie blisko pół tysiąca psów. Schroniska obciążyły samorządy za przyjęcie połowy z nich. Zbigniew Kossewski z Animal Control nie posiadał dokumentów potwierdzających, co stało się z pozostałymi zwierzętami.

- Po złapaniu pies powinien być zarejestrowany i w dokumentacji powinna znaleźć się informacja, co się z nim dalej dzieje. Z tych dokumentów to nie wynikało. Gmina płaciła, ale nie interesowała się tym, co później dzieje się z tymi wyłapanymi zwierzętami - mówi Andrzej Donigiewicz, dyrektor delegatury Najwyższej Izby Kontroli w Szczecinie. - Można podejrzewać np., że być może jeden pies był łapany dwa lub trzy razy.

W czwartek Zbigniew Kossewski nie odbierał od nas telefonu. Natomiast, gdy w maju zapytaliśmy się o to, co stało się z czworonogami, odpowiedział, że psy odebrali właściciele. - Nie miałem obowiązku prowadzić dokumentacji - dodawał.

Andrzej Kus ze szczecińskiego Zakładu Usług Komunalnych chwali współpracę z hyclem. - W naszym mieście wszystko przebiega dobrze.

Sprawą zajmuje się szczecińska prokuratura i policja.