Mężczyzna trafił tam na początku sierpnia, po godzinie 16. Wyszedł ze szpitala przed trzecią w nocy. A to nie jedyny taki przypadek.
- Pielęgniarka tłumaczyła się tym, że non stop mają dowożonych pacjentów z wypadków. Ale tych karetek nikt nie widział. Był jeszcze jeden pacjent z Dolnego Śląska, on siedział osiem godzin na korytarzu - mówi Pan Mariusz.
Dyrektor szpitala, Małgorzata Szmajda tłumaczy, że w tym czasie izba przyjęć obsłużyła ponad 30 innych pacjentów.
- Lekarz jest zobowiązany również do świadczenia usług w oddziale, nie tylko na izbie przyjęć, plus konsultacje. Obowiązuje nas także pewien priorytet i segregacja, tak to nazywając brzydko, pacjentów pod względem potrzeby pilnej.
Ręka pana Mateusza choć teraz jest w gipsie, będzie jeszcze operowana. Już nie w Świnoujściu, ale w rodzinnym mieście mężczyzny, w Jarocinie.
W szpitalu w Świnoujściu jest około 80 łóżek na ponad 40 tysięcy mieszkańców. Razem z turystami, w sezonie przebywa w mieście ponad 100 tysięcy osób.