- Jeden z nauczycieli wyzywał chłopca od "psycholi"; inny mówił, że żałuje, że uczeń przyszedł na lekcje - szlocha matka 14-latka.

Dyrekcja sugeruje przeniesienie go do placówki specjalnej.

Specjaliści zdiagnozowali u ucznia depresję. Kobieta twierdzi, że to wynik napiętnowania jej dziecka, bo źle się uczy. - Usiadł na końcu ławki i otworzył okno, bo mu było duszno, a pani powiedziała, że jest psycholem. Pedagog czytała mi uwagę, która brzmiała "totalnie beznadziejny przypadek". Dziecko czuje się niechciane w tej szkole. Są objawy wycofania i rezygnacji. Zauważyłam między październikiem a listopadem, że syn nie mógł spać. W grudniu zaczęły się problemy z jedzeniem, zaczął tracić na wadze. Zanim trafił do tej szkoły nie było takich problemów - dodaje matka.

Zdaniem matki szkoła chce się go pozbyć bo słabo się uczy i zaniża poziom. Nauczyciele wyzywają go, ciągle wpisują nieuzasadnione uwagi. - Było mnóstwo telefonów, przynajmniej jeden w tygodniu, o przeniesieniu go nagle do innej klasy, bez powodu, bo nie był podany. Po czym okazało się, że go przenoszą karnie, a nie mam pojęcia dlaczego. Mimo to go nie przeniesiono. Dla mnie jest to forma przemocy psychicznej.

Dyrekcja skierowała do ośrodka pomocy społecznej i policji zawiadomienie, że kobieta nie sprawuje należytej opieki nad chłopcem. Zarzuty nie potwierdziły się. Zdaniem Pawła Nikityńskiego - wiceburmistrza Gryfina ds. oświaty - to złe posunięcie szkoły. - W mojej ocenie było to działanie niefortunne. W tej sprawie rozmawiałem zarówno z dyrektorem jak i kadrą pedagogiczną. Zwróciłem uwagę także na to, że dobro dziecka w szkole jest najważniejsze.

Dyrektor szkoły Sławomir Głuszak umówił się z nami na komentarz na czwartek. Jednak jego sekretarka odwołała spotkanie tłumacząc, że "wszystko jest już wyjaśnione". Specjaliści, którzy badali chłopca nie potwierdzili, że powinien uczyć się w szkole specjalnej.

Wizytatorzy kuratorium byli już w szkole. Wyniki kontroli poznamy w najbliższych dniach.