Barnevernet to instytucja, która bardzo często działa w sposób niezrozumiały, szczególnie jeśli chodzi o polskich imigrantów. Tak goście audycji "Radio Szczecin na Wieczór" komentują sytuację w Norwegii.
Jak mówi adwokat Filip Wołoszczak, wytyczne norweskiego urzędu ochrony dziecka są absurdalne.
- Norwegowie twierdzą, że imigranci nie potrafią dostosować się do wysokich standardów, które tam panują. Na stronie Barnevernet można znaleźć informacje, że interwencja może nastąpić także wówczas, gdy dziecko krzyczy lub płacze. Rodzice, którzy mieli do czynienia z tą organizacją podkreślają, że dzieje się tak także wtedy, gdy dziecko krzyczy lub płacze samo z siebie, a więc te reakcje nie zostały spowodowane czynnikami zewnętrznymi. Norwegowie twierdzą, że to jest różnica kulturowa. Polacy, że są przez nich dyskryminowani - mówi Wołoszczak.
Pani Anita mieszka w Norwegii od 8 lat. Przytacza sytuację, która dotknęła jej znajomych.
- Koleżanka jest osobą bardzo spokojną, jej mąż również, stateczną, są to ludzie wykształceni. Ich syn jest bardzo cichy i spokojny, w szkole też się tak zachowywał. Nauczyciele zgłosili to do Barnevernet, że dziecko ma jakieś problemy, bo jest bardzo ciche i spokojne - mówi pani Anita.
W odwecie za działania norweskiego rządu, Polska wydaliła z kraju norweskiego konsula.