Latami opiekowała się gromadką kur, teraz musiała się ich pozbyć - pani Regina na szczecińskim Dąbiu prowadziła przydomową zagrodę...
Pod swoją opieką miała cztery kury i choć mieszkańcy z chęcią przychodzili je karmić, znaleźli się również przeciwnicy osiedlowej fermy.
- Spokojne, nie gdakały, nie krzyczały, jak podchodziły dzieci, to czekały przed furtką... Jestem już wiekowa, lubię zwierzęta, trzy razy dziennie biegałam, dawałam jeść. Wieczorem zamykałam i tak się toczyło... Miałam je od 1967 roku. Przedtem miałam nawet kaczki... A w tej chwili nawet te cztery przeszkadzały - opowiada pani Regina.
Joanna Wojtach, rzecznik szczecińskiej Straży Miejskiej wyjaśniła, że zlikwidowanie zagrody nie było spowodowane złymi warunkami przetrzymywania zwierząt, a zbyt bliską jej lokalizacją od domów mieszkalnych.
- Nie chcą mieć takiego towarzystwa i mają do tego prawo. Ta odległość nie została zachowana, było to zbyt bliskie sąsiedztwo i z tego tytułu były podejmowane interwencje - przyznała Wojtach.
Kury Pani Reginy znalazły nowy dom na wsi 50 kilometrów od Szczecina.
- Spokojne, nie gdakały, nie krzyczały, jak podchodziły dzieci, to czekały przed furtką... Jestem już wiekowa, lubię zwierzęta, trzy razy dziennie biegałam, dawałam jeść. Wieczorem zamykałam i tak się toczyło... Miałam je od 1967 roku. Przedtem miałam nawet kaczki... A w tej chwili nawet te cztery przeszkadzały - opowiada pani Regina.
Joanna Wojtach, rzecznik szczecińskiej Straży Miejskiej wyjaśniła, że zlikwidowanie zagrody nie było spowodowane złymi warunkami przetrzymywania zwierząt, a zbyt bliską jej lokalizacją od domów mieszkalnych.
- Nie chcą mieć takiego towarzystwa i mają do tego prawo. Ta odległość nie została zachowana, było to zbyt bliskie sąsiedztwo i z tego tytułu były podejmowane interwencje - przyznała Wojtach.
Kury Pani Reginy znalazły nowy dom na wsi 50 kilometrów od Szczecina.