Radio SzczecinRadio Szczecin » Muzyka
Amerykański wokalista soulowy Leon Bridges przyznał, że nowy, czwarty w jego karierze album był w jego myślach już od dawna. Część utworów zaczął pisać przy pracach nad poprzednią płytą "Gold-Diggers Sound" (wydaną w 2021 roku) - nie pasowały one do ówczesnego materiału, jednak artysta nie mógł o nich zapomnieć i takie były początki czwartego krążka. Chociaż ta historia zaczęła się znacznie wcześniej, jak przyznaje Bridges:

"Pod wieloma względami "Leon" był we mnie obecny od dzieciństwa. Ta płyta dotyczy prostszych dni. Chodzi o czas spędzony w moim ukochanym Fort Worth i doświadczenia, które uczyniły mnie człowiekiem, którym jestem dzisiaj. To uduchowiona muzyka w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu - jest przesiąknięta moją duszą".

Z uwagi na te emocje i autentyczność nowego materiału, Bridges uważa płytę za jedną z jego najdoskonalszych prac.

Rubens odnosił sukcesy na ogólnopolskich listach przebojów już ze swoim pierwszym singlem "Wszystko OK?". Na SLiP-ie dotarł wtedy najwyżej do trzeciego miejsca.

Od tego czasu na jego koncie pojawił się debiutancki album oraz liczne nominacje do Fryderyków. Teraz czas na kolejną płytę, na której znajdziemy brzmienia altrockowe, czy brit-popowe, elementy melorecytacji inspirowanej rapem oraz alternatywne ballady.

Tytuł za to nawiązuje do rowerowych przejażdżek, jak nam powiedział artysta: "Nikogo nie zachęcam do jazdy bez trzymanki na rowerze, ale ja to niestety robię nagminnie i tak spontaniczne wpadłem na ten tytuł, właśnie jadąc bez trzymanki na rowerze. W zasadzie całe moje życie to jest taka jazda bez trzymanki - z jednej strony poczucie wolności, poczucie beztroski, ale zarazem może to być niebezpieczne, bo można zaliczyć upadek. Ale nie potrafię inaczej i stąd ten tytuł. Czuję, że on tak bardzo mocno koresponduje z moją osobą, z moimi doświadczeniami, z moją historią".

„BEZ TRZYMANKI" to podsumowanie ostatnich dwóch lat w życiu i karierze Rubensa. Artysta jest właśnie w trasie "Kocham te miejsca", która promuje nowy materiał.

Ten angielski wokalista debiutował dziesięć lat temu i wydał wtedy swój największy do tej pory przebój "Hold Back the River" - singiel ten pokrył się platyną i dotarł do pierwszej dziesiątki na listach w Wielkiej Brytanii, Australii, Nowej Zelandii, Niemczech, Włoszech, Belgii, Austrii, czy Szwajcarii.

Tym razem James Bay dodał do swojej dyskografii czwartą płytę i wyznał, że uważa taką możliwość za wielki przywilej. Dodał: "Próbowałem stanąć na scenie bez gitary, ale czułem się zbyt nagi. Przebyłem długą drogę podczas tworzenia tego albumu, aby powiedzieć sobie, że bardziej niż kiedykolwiek wcześniej chcę, aby piosenki były na pierwszym miejscu i aby moja gra na gitarze była w ich centrum. Chciałem, żeby sztuka i muzykalność naprawdę się tu spotkały i wzniosły w stosunku do tego, co było wcześniej".

Komponowanie pozostaje dla Jamesa Bay'a mocną formą terapii, lekiem na lęki, ekscytację i wielkie emocje każdego rodzaju. Jego podejście spotkało się z sympatią angielskich fanów - płyta dotarła do 4. miejsca w Wielkiej Brytanii.

Cztery lata po premierze albumu "Zabawa", Krzysztof Zalewski powraca z płytą "ZGŁOWY", gdzie stawia na rock'n'rollową energię, gitarowe brzmienia, żywe instrumenty i wyjątkowo osobiste teksty. Co opowiadał nam w Radiu Szczecin o nowym materiale?

"Myślę, że płyta, jak wszystkie moje poprzednie, jest dosyć eklektyczna. To co ją spaja, to chyba zamiłowanie do bardziej organicznych, gitarowych brzmień. Momentami jest boleśnie szczera, czego nie było dotychczas. Pewnie ma to związek z przekroczeniem jakiejś granicy wieku - chyba mam większy dystans do siebie i jakoś się nie przejmuję, że się bardzo odsłaniam, albo co ludzie powiedzą. I co z tego? Chyba z wiekiem przychodzi taka konstatacja. Pewnie u niektórych przychodzi dużo wcześniej, u niektórych nigdy. U mnie przyszła właśnie teraz".

Artysta przyznał też, że album został nagrany w większości na żywo, żeby jak najbardziej zbliżyć się do koncertowej energii. Jak powiedział: "Liczę na to, że w erze identycznych, pisanych od linijki piosenek z komputera, ludzie docenią niedoskonały, „ludzki" sznyt tej płyty".

Teraz Zalewski odlicza dni do trasy "ZGŁOWY" - niestety jesienią nie zaplanowano wizyty w Szczecinie, ale na fanów czeka Poznań z koncertem 22 listopada.
Debiutancka płyta grupy Sunday (1994) to zestaw bardzo ładnych pop rockowych piosenek, odwołujących się do stylistyki popularnych w latach 90 zespołów gitarowych takich jak Curve, Garbage, Mazzy Star czy Sundays. To także powrót do muzycznej wrażliwości, której coraz bardziej brakuje we współczesnej muzyce pop. Melancholijne, pełne powietrza, melodyjne utwory, które mogłyby nawet stanowić ścieżkę dźwiękową jakiegoś filmu. Piosenkom towarzyszą zresztą bardzo ciekawe teledyski.

Ciekawe jest też pochodzenie nazwy zespołu. Swoją pierwszą w historii piosenkę stworzyli w niedzielę, stąd Sunday. A 1994 w nawiasie ma przywoływać stylistykę podawania tytułów filmów z rocznikiem w nawiasie.

Sunday (1994) to angielsko-amerykańskie trio, które tworzą: gitarzysta Lee Newell, wokalistka Paige Turner i tajemniczy perkusista ukrywający się pod znakiem X. Wystartowali w lutym tego roku z debiutanckim singlem ,,Tired Boy”, który szybko zdobył sporą popularność na TikToku. To z kolei przyciągnęło uwagę dużych firm płytowych, dzięki czemu grupa Sunday (1994) błyskawicznie podpisała profesjonalny kontrakt płytowy.

Eksplorując inspiracje artystyczne zespołu Sunday (1994), warto też dodać do listy album Pet Shop Boys ,,Behaviour” z roku 1990, który zdaniem Lee Newella jest dziełem wybitnym.

Debiut zespołu Sunday (1994) bardzo ciepło został przyjęty przez krytyków muzycznych.
1234567