Przeszczep skóry nie jest konieczny - tak zdecydowali lekarze, którzy we wtorek badali półtoraroczną Zuzię.
We wtorek dziewczynka była na kolejnej zmianie opatrunku. Do tej pory miała całe raczki zabandażowane. Teraz spod opatrunku wystają już paluszki - cieszą się rodzice Zuzi - Iwona i Artur Kałużni.
- Czeka nas wielotygodniowa rehabilitacja i leczenie. - Bardzo przeżywamy, bo to jest moja ukochana córeczka. Teraz trochę odetchnęła. Mam nadzieję, że jakoś przetrwamy ten sezon. - Koszmar się kończy i zaczynamy normalną egzystencję - komentują rodzice.
Na razie nie myślą o zadośćuczynieniu za wypadek.
- Dzwonią do mnie ludzie z miasta. Będę z nimi w kontakcie i pomyślimy co z tym zrobić. Dla nas najważniejszy jest powrót Zuzi do normalności - tłumaczy ojciec dziecka.
Rok temu doszło do identycznego wypadku. Od tego czasu nikt nie zabezpieczył blaszanej pokrywy pomieszczenia technicznego przy fontannie.
Rzecznik Zakładu Usług Komunalnych Andrzej Kus informował wtedy, że wypadek nie był wynikiem zaniechania. Nie było też sposobu, żeby przez rok zabezpieczyć właz. Twierdził również, że nie nie ma tu winy ZUK-u.
Po tym jak sprawą zajęły się media, w piątek pokrywa została oklejona deskami. Prezydent Piotr Krzystek wysłał oświadczenie, w którym przeprosił i napisał, że miasto bierze odpowiedzialność za zdarzenie.
Miasto zgłosiło zdarzenie do ubezpieczyciela. To z polisy miejskiej mają być pokryte koszty opieki nad dzieckiem, a także ewentualne przyszłe wydatki.