Sąd rodzinny zajmie się incydentem, do którego doszło w podstawówce w Barlinku. We środę, jeden z uczniów poraził prądem z latarki swojego 11-letniego kolegę. Kacper trafił do szpitala na obserwację.
Policja początkowo prowadziła postępowanie w kierunku uszkodzenia ciała. Teraz wiemy już że 11-letniemu Kacprowi nic się nie stało. Dlatego śledztwo jest prowadzone pod kątem demoralizacji.
- Chodzi o negatywne zachowanie tego ucznia, który rzekomo poraził paralizatorem kolegę. Funkcjonariusze, gdy dowiedzieli się o tym zdarzeniu, natychmiast podjęli czynności: zabezpieczono monitoring, zabezpieczono latarkę i przyjęto zawiadomienie od rodziców - tłumaczy st. asp. Jacek Poleszczuk z komendy w Myśliborzu.
Kacper nie został porażony paralizatorem, jak początkowo informował ojciec chłopca, a latarką z funkcją paralizatora dostępną w sklepach.
- To nie jest paralizator, to urządzenie jest latarką, ale posiada funkcję, że po naciśnięciu odpowiedniego przycisku wytwarza pole, które może delikatnie porazić prądem - dodał Jacek Poleszczuk.
Sprawa wybryku 11-latka będzie przekazana do Sądu Rodzinnego w Myśliborzu. Kacper wyszedł ze szpitala w weekend.
- Chodzi o negatywne zachowanie tego ucznia, który rzekomo poraził paralizatorem kolegę. Funkcjonariusze, gdy dowiedzieli się o tym zdarzeniu, natychmiast podjęli czynności: zabezpieczono monitoring, zabezpieczono latarkę i przyjęto zawiadomienie od rodziców - tłumaczy st. asp. Jacek Poleszczuk z komendy w Myśliborzu.
Kacper nie został porażony paralizatorem, jak początkowo informował ojciec chłopca, a latarką z funkcją paralizatora dostępną w sklepach.
- To nie jest paralizator, to urządzenie jest latarką, ale posiada funkcję, że po naciśnięciu odpowiedniego przycisku wytwarza pole, które może delikatnie porazić prądem - dodał Jacek Poleszczuk.
Sprawa wybryku 11-latka będzie przekazana do Sądu Rodzinnego w Myśliborzu. Kacper wyszedł ze szpitala w weekend.