21-letni mężczyzna, który w sobotę wieczorem w centrum Paryża zasztyletował jedną osobę, pochodził z Czeczenii. Miał obywatelstwo francuskie. Nie był karany, ale figurował na liście osób potencjalnie niebezpiecznych, sporządzonej przez służby antyterrorystyczne.
Odpowiedzialność za atak wzięło na siebie tak zwane Państwo Islamskie. Jak twierdzą świadkowie zdarzenia, agresor przed atakiem przywołał imię Allaha. Według oficjalnych informacji, pierwszy patrol policji interweniował w ciągu kilku minut. Mężczyzna rzucił się na funkcjonariuszy. Jeden z nich, lekko ranny, oddał dwa strzały, zabijając agresora.
Premier Edouard Philippe w krótkiej wypowiedzi dla dziennikarzy zapewnił, że Francja nie zaprzestanie walki z terroryzmem. Wpis o podobnej treści zamieścił na Twitterze prezydent Emmanuel Macron. Pochwalił też policję za sprawne "zneutralizowanie terrorysty". Minister spraw wewnętrznych Gerard Collomb mówił zaś o "zimnej krwi" i "błyskawicznej reakcji" funkcjonariuszy.
Eksperci podkreślają, że dżihadyści, którzy zostali rozbici w Syrii i w Iraku, zmienili taktykę. Terroryści atakują pojedynczo w dużych miastach, takich jak Paryż, Marsylia czy Londyn. Władze zaznaczają, że Francja jest przez cały czas narażona na groźbę zamachów, dlatego policja i inne służby są w ciągłym stanie gotowości.
Od 2015 roku w atakach dżihadystów we Francji zginęło 245 osób. Najtragiczniejsze w skutkach były zamachy na redakcję pisma "Charlie Hebdo" i klub Bataclan w Paryżu oraz atak z użyciem ciężarówki w Nicei w 2016 roku. Doszło również do kilku zamachów tak zwanych samotnych wilków, inspirowanych przez Państwo Islamskie, z użyciem noży bądź broni palnej.