Tylko w Kołobrzegu na jeden sklep inspektorzy nałożyli przez ostatni rok milion złotych kary za handel nielegalnymi środkami. Do tej pory właściciel nie zapłacił ani złotówki.

- Urzędnicy nie mają narzędzi, żeby ściągnąć należność - tłumaczy szef kołobrzeskiego sanepidu Włodzimierz Wróbel. - Pieniądze są praktycznie nieściągalne, ale kary musimy nakładać, żeby coś z tym robić. Jeżeli działają na szkodę młodych ludzi, to trudno żebyśmy nic nie robili.

Właściciele sklepów z dopalaczami oficjalnie nie mają żadnego majątku, z którego można ściągnąć kary. - Gdzieś jest to postawione na tzw. słupach i chyba na tym to polega - powiedział Wróbel.

W ciągu ostatnich dni do szpitali w całej Polsce trafiło kilkaset osób, które zatruły się dopalaczami.

Od 1 lipca obowiązują nowe przepisy, które mówią, że posiadanie i rozpowszechnianie dopalaczy jest karane tak samo jak posiadanie narkotyków. Pomimo tego, tylko w ubiegłym tygodniu na oddział szpitala przy ulicy św. Wojciecha w Szczecinie trafiło siedem osób z objawami zatrucia dopalaczami.

Najnowsze dane, jakie publikuje Polska Agencja Prasowa to 250 zatruć dopalaczami na Śląsku w ostatnich dniach. Dziewięć osób zatrzymała policja, handlowały wyjątkowo niebezpiecznym środkiem o nazwie "Mocarz".