Gdyby statek miał uzbrojoną ochronę, pewnie udałoby się uniknąć porwania - ocenia Sebastian Kalitowski, ekspert do spraw bezpieczeństwa na morzu, były żołnierz jednostki specjalnej Formoza.
W nocy z czwartku na piątek nigeryjscy piraci uprowadzili pięć osób z załogi drobnicowca "Szafir", który należy do szczecińskiego armatora "Euroafrica".
Do tej pory ani Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ani przedstawiciele armatora nie poinformowali czy piraci już zażądali okupu za kapitana, trzech oficerów i marynarza. To wojna nerwów, ale i gra na czas, która zdarza się często podczas podczas porwań - ocenia Sebastian Kalitowski, który prowadzi szkolenia dla marynarzy, właśnie na wypadek ataku piratów. Kluczem do bezpiecznego powrotu do domu jest zachowanie spokoju.
- W żaden sposób nie dać się sprowokować. Nie narazić się też na oddziaływania, agresywne zachowania ze strony tych, którzy nas uprowadzili - tłumaczy Kalitowski.
Porwania dla okupu zdarzały się u wybrzeży Afryki setki razy - głównie w okolicy Somalii - tam jednak udało się ten problem rozwiązać.
- Zastosowano uzbrojoną ochronę. Wygląda na to, że na tym statku jej nie było, bo gdyby była, nie doszłoby do uprowadzenia - komentuje ekspert do spraw bezpieczeństwa na morzu.
Szczeciński armator Euroafrica zamieścił na swojej stronie krótkie oświadczenie, że pozostałych 11 członków załogi jest bezpiecznych, jednak o dalszym postępowaniu dla dobra porwanych marynarzy informować nie będzie.
Do tej pory ani Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ani przedstawiciele armatora nie poinformowali czy piraci już zażądali okupu za kapitana, trzech oficerów i marynarza. To wojna nerwów, ale i gra na czas, która zdarza się często podczas podczas porwań - ocenia Sebastian Kalitowski, który prowadzi szkolenia dla marynarzy, właśnie na wypadek ataku piratów. Kluczem do bezpiecznego powrotu do domu jest zachowanie spokoju.
- W żaden sposób nie dać się sprowokować. Nie narazić się też na oddziaływania, agresywne zachowania ze strony tych, którzy nas uprowadzili - tłumaczy Kalitowski.
Porwania dla okupu zdarzały się u wybrzeży Afryki setki razy - głównie w okolicy Somalii - tam jednak udało się ten problem rozwiązać.
- Zastosowano uzbrojoną ochronę. Wygląda na to, że na tym statku jej nie było, bo gdyby była, nie doszłoby do uprowadzenia - komentuje ekspert do spraw bezpieczeństwa na morzu.
Szczeciński armator Euroafrica zamieścił na swojej stronie krótkie oświadczenie, że pozostałych 11 członków załogi jest bezpiecznych, jednak o dalszym postępowaniu dla dobra porwanych marynarzy informować nie będzie.