Odwiedziliśmy gospodarstwo Tomasza Sikorskiego w Lisowie w okolicy Chociwla. Pan Tomasz wstaje przed godz. 7, je śniadanie i... czeka na słońce.

- Zboże jest zbyt wilgotne, żeby wyjechać kombajnem w pole od rana. Tak jest od dwóch tygodni - opowiada. - Dzwonimy jeden do drugiego, informujemy się nawzajem gdzie pada i z której strony są chmury. Dwa dni temu świętowałem swoje urodziny. Zawsze o tej porze mieliśmy już skoszone 80 proc., a w tym roku mamy tylko 30.

Wybija południe. Wilgotność ziarna pszenicy ma mniej niż 15 proc. Pan Tomasz jedzie kosić. Później przejeżdża na pole, na którym rośnie pszenżyto. Jak mówi, ziarno słabej jakości sprzedane będzie taniej na paszę dla świń.

- Jest zielone i miękkie. Nie dostało wody w odpowiednim momencie, teraz jest jej za dużo i ponownie ruszyła wegetacja - wyjaśnia rolnik.

Pracę skończył przed godz. 19, bo zaczęło padać. - Z taką pogodą nic nie idzie zrobić - denerwuje się pan Tomasz.

Zamiast 30 hektarów, które o tej porze powinno się już skosić, skoszonych zostało 12. Rolnicy szacują, że zbiory w tym roku mogą być o jedną trzecią mniejsze niż w roku ubiegłym.