Turcja wspomina w sobotę ofiary nieudanego zamachu stanu sprzed roku. W południe polskiego czasu zbierze się parlament, a w Ankarze, Stambule i innych miastach wieczorem organizowane będą wiece poparcia dla władz. Równocześnie protesty zapowiada opozycja.
Nieudany pucz został przeprowadzony przez grupę wojskowych, ale zakończył się po kilku godzinach. W zamieszkach na ulicach zginęło od 270 do 350 osób. Władze niemal natychmiast oskarżyły o kierowanie zamachem stanu Fetullaha Gullena, islamskiego duchownego, który żyje na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Ankara zażądała od Waszyngtonu ekstradycji Gullena, ale nie przedstawiła dowodów na jego winę.
Turecki ambasador w Polsce Tunc Ugdul twierdzi jednak, że wina Gullena jest niepodważalna.
- Mamy wystarczające dowody na to, że to właśnie ci ludzie byli zaangażowani w ten pucz. W Turcji co do tego panuje jednomyślność. To był krwawy zamach stanu. On uderzył w turecki naród i tureckie instytucje. Ci ludzie bombardowali parlament i inne budynki instytucji rządowych. To był nóż w plecy. Nie ma nikogo w Turcji, kto miałby inne zdanie na temat zaangażowania tej organizacji terrorystycznej - podkreśla ambasador Turcji.
Jednak eksperci podkreślają, że nie ma dowodów na bezpośrednie zaangażowanie samego Gullena w pucz. Karol Wasilewski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych powiedział Polskiemu Radiu, że Gullen jest postacią wpływową, ale jego związki z zamachem stanu nie są jasne.
- Rzeczywiście Fetullah Gullen zbudował imperium. Miał szkoły w 160 państwach świata i te szkoły przynosiły dobre zyski. O ile my wiemy, że Gullen zbudował takie imperium i że jego ruch bardzo mocno zinfiltrował tureckie państwo, zwłaszcza środowiska związane z prokuraturą, sądownictwem, administracją i z armią o tyle na tym etapie rząd nie dostarczył nam żadnego dowodu, że to Fetullah Gullen był osobą, która bezpośrednio wydała rozkaz przeprowadzenia zamachu stanu - mówi ekspert PISM.
Fetullah Gullen to kaznodzieja, niegdysiejszy przyjaciel polityczny dzisiejszego prezydenta Turcji Recepa Erdogana. Gdy ich drogi rozeszły się, w 1999 roku Gullen wyjechał na leczenie do Stanów Zjednoczonych i nie wrócił już do Turcji.
Po puczu aresztowano w sumie 50 tys. osób. Z pracy zwolniono ponad 150 tys. osób, w tym policjantów, żołnierzy, sędziów, urzędników i nauczycieli akademickich. W piątek poinformowano o zwolnieniu kolejnych 7 tys. osób, które miały być powiązane z ruchem Fethullaha Gullena.
Turecki ambasador w Polsce Tunc Ugdul twierdzi jednak, że wina Gullena jest niepodważalna.
- Mamy wystarczające dowody na to, że to właśnie ci ludzie byli zaangażowani w ten pucz. W Turcji co do tego panuje jednomyślność. To był krwawy zamach stanu. On uderzył w turecki naród i tureckie instytucje. Ci ludzie bombardowali parlament i inne budynki instytucji rządowych. To był nóż w plecy. Nie ma nikogo w Turcji, kto miałby inne zdanie na temat zaangażowania tej organizacji terrorystycznej - podkreśla ambasador Turcji.
Jednak eksperci podkreślają, że nie ma dowodów na bezpośrednie zaangażowanie samego Gullena w pucz. Karol Wasilewski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych powiedział Polskiemu Radiu, że Gullen jest postacią wpływową, ale jego związki z zamachem stanu nie są jasne.
- Rzeczywiście Fetullah Gullen zbudował imperium. Miał szkoły w 160 państwach świata i te szkoły przynosiły dobre zyski. O ile my wiemy, że Gullen zbudował takie imperium i że jego ruch bardzo mocno zinfiltrował tureckie państwo, zwłaszcza środowiska związane z prokuraturą, sądownictwem, administracją i z armią o tyle na tym etapie rząd nie dostarczył nam żadnego dowodu, że to Fetullah Gullen był osobą, która bezpośrednio wydała rozkaz przeprowadzenia zamachu stanu - mówi ekspert PISM.
Fetullah Gullen to kaznodzieja, niegdysiejszy przyjaciel polityczny dzisiejszego prezydenta Turcji Recepa Erdogana. Gdy ich drogi rozeszły się, w 1999 roku Gullen wyjechał na leczenie do Stanów Zjednoczonych i nie wrócił już do Turcji.
Po puczu aresztowano w sumie 50 tys. osób. Z pracy zwolniono ponad 150 tys. osób, w tym policjantów, żołnierzy, sędziów, urzędników i nauczycieli akademickich. W piątek poinformowano o zwolnieniu kolejnych 7 tys. osób, które miały być powiązane z ruchem Fethullaha Gullena.