Czy ambasador ma być tylko biernym reprezentantem swojego kraju, czy może też próbować wpływać na politykę pastwa-gospodarza? To pytanie rozgrzewa komentatorów polskiej sceny politycznej od momentu, gdy portal „DoRzeczy” ujawnił, że nowa amerykańska ambasador, Georgette Mosbacher w ostatnich dniach napisała list do premiera Mateusza Morawieckiego. Pisała w sprawie dziennikarza TVN, zaangażowanego w realizację reportażu o neonazistach, którzy mieli zorganizować tzw. „urodziny Hitlera”. Pani ambasador podkreśliła w liście, że wyraża głębokie zaniepokojenie oskarżeniami, wysuwanymi przez członków polskiego rządu przeciwko dziennikarzom i menagementowi TVN oraz Discovery (to amerykański właściciel polskiej stacji).
Wczoraj pełną treść listu ujawnili dziennikarze Dziennika Gazety Prawnej.
Po tej publikacji wyszło także na jaw, że pani Mosbacher aktywnie lobbuje w ministerstwach na rzecz korzystniejszego opodatkowania w Polsce amerykańskich firm. Rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska poinformowała, że rząd nie zamierza bezpośrednio odnosić się do treści listu ani do faktu ujawnienia go w mediach. Zaznaczyła też, że oba kraje pozostają w dobrych relacjach i nie zmieni tego żaden incydent.
Wczoraj pełną treść listu ujawnili dziennikarze Dziennika Gazety Prawnej.
Po tej publikacji wyszło także na jaw, że pani Mosbacher aktywnie lobbuje w ministerstwach na rzecz korzystniejszego opodatkowania w Polsce amerykańskich firm. Rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska poinformowała, że rząd nie zamierza bezpośrednio odnosić się do treści listu ani do faktu ujawnienia go w mediach. Zaznaczyła też, że oba kraje pozostają w dobrych relacjach i nie zmieni tego żaden incydent.