Zbigniew Wodecki przyzwyczaił nas do tego, że nie stał w miejscu, nie trzymał się kurczowo jednej rzeczy. Na scenie dawał zawsze absolutny popis swojego talentu. Śpiewał, grał na skrzypcach i przez dwie godziny przykuwał uwagę widza. Zarażał innych swą żywotnością i niebywałą energią życiową. Swoją kondycją bił na głowę niejednego czterdziestolatka, a talentem i głosem wielu kładł na łopatki. Na polskiej scenie osiągnął wszystko. Wodecki nie lubił urlopów, bardzo źle je znosił. Nudził się, bo dla niego występ sceniczny był odpoczynkiem i eliksirem życia. Artysta był jak wino, im starszy, tym lepszy. W wywiadach często powtarzał, że "czuje się dobrze i dawał sobie jeszcze minimum pięć lat grania dla publiczności na scenie". Niestety los nie był łaskawy dla artysty, który zmarł 22 maja 2017 roku w wieku 67 lat. Jego nagła śmierć jest dużą stratą dla polskiej sceny muzycznej. Był kochany przez swoich fanów, a także szczerze uwielbiany przez inne gwiazdy. Pierwszy koncert z cyklu "Twój jubileusz" w hołdzie Wodeckiemu odbył się niedawno w Szczecinie.