Słońce zanurzało się już w wannie Pacyfiku, gdy na horyzoncie pojawiła się czarna sylwetka pierwszego w eskadrze stalowego potwora. Niszczyciele ruszyły pierwsze. Chwilę kominy krążowników wypluły kłęby czarnego dymu. Pancerne dzioby rozpruły taflę wody. Powietrze zadrżało. 356-milimetrowe działa pancernika New York wysłały pierwszy telegram z wiadomością: "już nie żyjesz". Zaczęło się. W sieciowej grze World of Warships chodzi o dwie rzeczy: zatapianie okrętów przeciwnika i zbieranie punktów, dzięki którym możemy rozwijać swoją flotę i podnosić umiejętności załogi oraz - co ważne - dowódcy okrętu. Im więcej zatopimy okrętów - tym większe zdobywamy doświadczenie itd. Za tą produkcją stoi studio świetnie znane fanom "czołgów", znowu jest to darmowy tytuł, chociaż, aby przyspieszyć rozwój swojego profilu w grze, można wydawać realne pieniądze.
Gra zachwyca swoją grafiką. Każda salwa, to spektakl. Pociski z dział pancerników wprowadzają pokład w drżenie i wzbudzają falę przy burcie okrętu. Pociski wbijające się w burty okrętu, patroszące metalowe płyty, to bardzo nieprzyjemne, bo realistyczne doświadczenie.
Jednak nie po okładce ocenia się zawartość.
Tu też gracze się nie zawiodą. Każda bitwa jest dobrze zbalansowana. W morskich potyczkach stają przeciwko sobie dwie eskadry okrętów. Każda z nich - dzięki selektorowi, który dobiera aktywnych graczy w grupy - stanowi podobną siłę ognia. Nie zdarzyło mi się jeszcze trafić na sytuację, gdy grupa niszczycieli stanęłaby w szranki z grupą pancerników.
Balans gry to mocny punkt World of Warships.
Jeżeli dodam, że poza strzelaniem, które sprawia dużo radości i podziwianiem pięknych widoków i modeli okrętów, możemy poznać ich historię, wyjdzie mi, że mamy do czynienia z bardzo dobrym tytułem, który dodatkowo jest do pobrania za darmo.
Jednak jest jedno "ALE"...
Gra białoruskiego studia Wargaming.net, twórców, World of Tanks czy World of Warplanes długo kazała na siebie czekać. Po trwających w nieskończoność beta-testach nadszedł wreszcie dzień premiery. To był wrzesień. Dlaczego więc mówimy o tym dopiero teraz? Bo dopiero teraz doczekaliśmy się czegoś więcej, niż w fazie testowej gry. Do dyspozycji graczy są w tej chwili dwie floty i dwa zalążki kolejnych.
Mamy w pełni rozbudowaną flotę okrętów Cesarstwa Japońskiego i Stanów Zjednoczonych. Na zapowiadaną i reklamowaną przez twórców Kriegsmarine z pancernikiem Bismarck w roli głównej, nie ma co liczyć. W tej chwili flota III Rzeszy jest ograniczona do linii krążowników, którą otwiera kanonierka "Hermelin", kończy krążownik liniowy "Hindenburg". Kolejnym państwem, którego flota być może kiedyś się pojawi w tej grze w pełnym wydaniu, jest Związek Radziecki. Teraz mamy do dyspozycji jedynie linię niszczycieli.
Są jeszcze okręty oferowane w sklepie premium - za gotówkę. Wśród nich znalazł się też polski niszczyciel ORP "Błyskawica". Kuszące, ale bardzo drogie.
Nadal nie ma śladu floty brytyjskiej...
Pamiętając o wszystkich plusach tej gry, nie mogę pozbyć się wrażenia, że twórcy oszukują. Ogłaszanie premiery nieskończonej gry, jest jak wodowanie okrętu bez kadłuba. Nie musicie się z moją opinią zgadzać. Spróbujcie sami - gra jest przecież za darmo.
Giermasz - cotygodniowa audycja poświęcona grom komputerowym, zwłaszcza polskim. Prowadzą ją Michał Król i Kacper Narodzonek, a wspomaga ich Jarek Gowin.
Premiera nowego programu na stronie internetowej zawsze w sobotę, tego dnia w wersji skróconej usłyszeć ją można po godzinie 9 na antenie Radia Szczecin i Radia Szczecin Extra.