Grę do recenzji dostaliśmy od polskiego wydawcy firmy Cenega.
Przyznam, że nie oglądałem filmów, nie czytałem komiksów, ale na potrzeby poprzednich gier z serii zapoznałem się z tym ciekawym, zabawnym i "odjechanym" uniwersum. W którym pirat Monkey D. Luffy i jego zwariowana załoga goni za tytułowym wielkim skarbem One Piece, aby zostać królem piratów. To zresztą nie pierwsza taka gra na podstawie japońskiej mangi, do której siadałem nie mając pojęcia "o co w tym wszystkim chodzi" po czym nadrabiałem braki w internecie. Wspominam o tym nie przez przypadek, bo nie raz w tej recenzji będę się odwoływał do produkcji na podstawie innej znanej serii czyli przygód blondwłosego ninja Naruto. Dlatego, że zasadniczo pomysł na grę jest tu taki sam, ale o ile przygody Naruto "pochłonąłem" z prawdziwą przyjemnością, tak z One Piece: Burning Blood trochę się niestety męczyłem.
Ta gra to bijatyka - ale nie taka jak, dajmy na to, Street Fighter czy jakakolwiek inna produkcja z długaśną listą ciosów do opanowania. Podobnie sprawa się ma z tytułami o Naruto, tam system jest tylko nieco bardziej rozbudowany, ale również bez szaleństw. W One Piece: Burning Blood chodzi o radosną zabawę do której potrzeba zapamiętać dosłownie kilka kombinacji przycisków na padzie. I wiedzieć, jak odpalić rozbuchane, okraszone dłuższymi przerywnikami filmowymi, efektowne ciosy specjalne - co w One Piece: Burning Blood wymaga naładowania specjalnego paska i wciśnięcia słownie dwóch przycisków. Areny są całkiem duże, wypisz wymaluj jak w grach z serii Dragon Ball czy wspomnianym Naruto Shippuden Ultimate Ninja Storm.
Ale, i tu zaczynam narzekać, o ile dajmy na to w Naruto mimo wielkości planszy szybko możesz doskoczyć do przeciwnika, tak w omawianym Burning Blood zdarza się, że musisz za nim ganiać po całej arenie. Po tym, jak przykładowo odpaliłeś cios specjalny, który odrzucił oponenta na drugą stronę planszy. Na początku myślałem, że przegapiłem coś w sterowaniu - ale nie, tak to działa. Bloki, uniki niby są, ale nie raz miałem wrażenie, zwłaszcza w opcjonalnych walkach w trybie fabularnym, że o wygranej w bardzo niewielkiej mierze decydują moje umiejętności a w głównej mierze szczęście. Tak, ono też jest potrzebne, ale wolałbym poczuć, że mam jakiś wpływ na wydarzenia na ekranie a nie miotać się chaotycznie na zasadzie "a nuż się uda".
Naturalnie, jak to w bijatyce, w teorii zabawa się zasadniczo nie kończy, bo grając na przykład po sieci można walczyć bez końca, póki sprawia nam to frajdę. Natomiast, aby odblokować wszystkie tryby, należy najpierw odpalić ten fabularny. Schemat jest prosty: przerywnik z lektorem, który czyta wyświetlane na ekranie komunikaty okraszone statycznymi obrazkami a później animowana scenka i walczymy z kolejnym przeciwnikiem. I tak do końca krótkiej, kilkugodzinnej przygody.
I znowu będę narzekał: ten element zrealizowano zaledwie na poprawnym, dobrym poziomie. Tymczasem, znowu odwołam się do wspomnianej innej gry, w takim Naruto Shippuden Ultimate Ninja Storm, przy dokładnie takim samym schemacie - a ograłem część 3 i 4 - dało się historię przedstawić z ogromnym rozmachem i, przynajmniej jak tak czuję, naprawdę zaangażować gracza i zainteresować wydarzeniami na ekranie.
Oczywiście - wrócę tu do tego, co napisałem na początku - fan serii nie powinien narzekać. Wszak, jak się dowiedziałem, One Piece: Burning Blood przedstawia jeden z ciekawszych epizodów serii i możliwość wcielenia się w postaci z komiksu dla jego miłośnika będzie pewnie gratką. Ale jestem niemal pewien, że osoby kompletnie nie wiedzącej o co chodzi, ta gra nie zachęci do poznania serialu. Wyjaśnię na przykładzie: gdy odpalałem Naruto, miałem zerowy poziom wiedzy w temacie, ale na tyle spodobało mi się to, co widzę i jak walczę na ekranie, że nie z recenzenckiego obowiązku, a tak po prostu poświęciłem sporo czasu na doczytanie tego, czego nie wiem. W One Piece: Burning Blood takiego potencjału nie widzę.
Zobacz także
2017-02-17, godz. 16:01
[11.02.2017] Hejt start?
W tym wydaniu kącika technologicznego w Giermaszu nasz technologiczny ekspert Radek Lis mówi między innymi o najnowszych usprawnieniach najpopularniejszej konsoli na rynku. Poza tym, zastanawiamy się, jak będą wyglądały filmy wyświetlane…
» więcej
2017-02-11, godz. 13:11
[11.02.2017] Giermasz #231 - Kłopoty
Dopadły nas w redakcji tytułowe "kłopoty". Mianowicie jedna gra, którą dostaliśmy do recenzji się nie odpaliła. A do innej, którą również mamy, jest szereg wątpliwości co do jej jakości. Więc ostatecznie tym razem jedna recenzja…
» więcej
2017-02-11, godz. 13:07
[11.02.2017] Kingdom Hearts HD 2.8: Final Chapter Prologue [PS4]
Będę szczery już na samym początku - w tej recenzji stosunkowo niewiele będzie o opisywanej produkcji. Absolutnie nie dlatego, że mi się nie spodobała! Dowcip polega na tym, że - zresztą nie tylko w mojej ocenie - o ile nie znacie…
» więcej
2017-02-11, godz. 06:00
Super Mario 64 (1996 r.)
Platformówek powstaje bez liku, ale jest seria, która ma wyjątkowe miejsce w historii gier wideo. Mowa tu o włoskim hydrauliku, rozpoznawalnej na całym świecie maskotce "wielkiego N". Super Mario 64 jest pierwszą grą z Mario osadzoną…
» więcej
2017-02-11, godz. 06:00
[11.02.2017] Przegląd tygodnia
GTA V cztery lata po premierze... ma się coraz lepiej. Gra z 2013 roku w ostatnie Boże Narodzenie sprzedała się na przykład lepiej niż niejedna "gorąca" premiera - ot, "skromne" 5 milionów sztuk. A cały nakład gangsterskiej-mega-hiper-super…
» więcej
2017-02-11, godz. 06:00
[11.02.2017] Kingdom Hearts HD 2.8: Final Chapter Prologue [PS4]
Będę szczery już na samym początku - w tej recenzji stosunkowo niewiele będzie o opisywanej produkcji. Absolutnie nie dlatego, że mi się nie spodobała! Dowcip polega na tym, że - zresztą nie tylko w mojej ocenie - o ile nie znacie…
» więcej
2017-02-11, godz. 06:00
[11.02.2017] Kingdom Hearts HD 2.8: Final Chapter Prologue [PS4]
Będę szczery już na samym początku - w tej recenzji stosunkowo niewiele będzie o opisywanej produkcji. Absolutnie nie dlatego, że mi się nie spodobała! Dowcip polega na tym, że - zresztą nie tylko w mojej ocenie - o ile nie znacie…
» więcej
2017-02-04, godz. 06:00
Agent USA (1984 r.)
Amerykanie to mają przechlapane. Co gra, to jakiś problem i do akcji musi wkraczać ten jedyny, wybrany, najlepszy. Tak też jest i w Agent USA, grze Tom Snyder Productions z 1984 roku. Żeby było ciekawiej, za atak na najdumniejszy kraj…
» więcej
2017-02-04, godz. 06:00
[04.02.2017] Yakuza Zero [PS4]
Kolejna japońska gra dla Ciebie, cieszysz się? - zapytał mój redakcyjny kolega Andrzej Kutys. Zważywszy na fakt, że nie po drodze mi z typowymi przedstawicielami azjatyckich produkcji, radości nie było. Okazało się, że zostałem…
» więcej
2017-02-04, godz. 06:00
[04.02.2017] Yakuza Zero [PS4]
Kolejna japońska gra dla Ciebie, cieszysz się? - zapytał mój redakcyjny kolega Andrzej Kutys. Zważywszy na fakt, że nie po drodze mi z typowymi przedstawicielami azjatyckich produkcji, radości nie było. Okazało się, że zostałem…
» więcej