Grę do recenzji dostaliśmy od agencji Ret-All.
Pierwsze wrażenie oczywiście przywodzi na myśl klasyki z gatunku hack'n'slash. Izometryczny widok, czyli lekko z boku i góry pokazywany trójwymiarowy plac gry oraz jeden cios do "zaklikiwania" oponentów w walce, drugi odpowiadający za specjalną moc - plus unik i "obrona". Co do zasady tyle, choć naturalnie z naszym postępem zdobywamy punkty doświadczenia, odblokowujemy talenty przydatne w danej, powiedzmy, rundzie. Zgodnie z tradycją "rogalika", gatunku roguelike każda śmierć jest więc w Ravenswatch krokiem do lepszego poznania rozgrywki, wzmacniania postaci i uczenia się zachowań wrogów. Do tego mamy jeszcze zmiany dnia w noc, to wpływa na agresywność potworów oraz umiejętności prowadzonych przez nas postaci - mówiąc dosyć ogólnie.
Za każdym razem poruszamy się po większej mapie, ale mamy małe szanse, aby ją spenetrować całą, bo po jakimś czasie budzi się Koszmar - czyli walczymy z bossem. Jak wygramy, pojawiamy się na nowej mapie. Za każdym razem trzeba więc zdecydować, jak zoptymalizować swoją marszrutę, żeby w kilkanaście minut możliwie jak najlepiej przygotować się do tego starcia. Jak zginiemy - cała zabawa zaczyna się od nowa. Choć, co już wiecie, przystępujecie do kolejnej próby jednak nieco mocniejsi. W ramach kolejnych plansz rozwija się także historia jaką Ravenswatch opowiada - ale, umówmy się, najważniejsze jest tu "zaklikiwanie potworów na śmierć"...
... tylko to wcale nie jest radosna, lekka i łatwa zabawa, a dosyć szybko i często przeradza się to w walkę o przetrwanie na planszy. Przede wszystkim, twórcy mocno ograniczyli możliwość uniku - możemy go użyć dopiero po kilku sekundach. Kluczowych dla losów starcia sekundach. Więc podejście "na hurra", gdzie bez namysłu ładujemy się w grupę potworów i próbujemy je "zaklikać" zanim się odwiną - takie podejście w Ravenswatch się nie sprawdzi. Bo i oponenci niemal zawsze zdążą nam przywalić, a że zazwyczaj występują po kilku na raz, to w sytuacji gdy nie dysponujemy unikiem czy atakiem specjalnym - bo czekamy, aby się załadowały - szybko kończymy tę zabawę.
Czyli zamiast nieco bezrefleksyjnego "zaklikiwania potworów na śmierć", w Ravenswatch do walki trzeba podejść zdecydowanie bardziej taktycznie (choć starcia dzieją się oczywiście w czasie rzeczywistym). Jak klikniecie w atak, to nie cofniecie animacji ciosu - jak źle wyliczycie użycie uniku, to nie będziecie mieli go do dyspozycji od razu. I tak dalej.
Poziom trudności można sobie nieco skalować, ale w systemie "coś za coś". Mamy kilka z góry określonych przez twórców Ravenswatch zestawów. Na zasadzie "unik naładuje się szybciej" ale za to wrogowie będą trudniejsi, albo Koszmar pojawi się szybciej". Sami sprawdzicie, zdecydujecie czy takie ułatwienio-utrudnienia rozgrywki by Wam pasowały. Choć, pewnie raczej po tym jak trochę pogracie w trybie podstawowym.
Generalnie, chyba najważniejsze co powinno wybrzmieć w tej recenzji, to fakt, że Ravenswatch jest produkcją, której trzeba poświęcić więcej czasu, żeby w pełni odkryć jej możliwości. Szczególnie, że do dyspozycji jest kilka różnie walczących postaci, więc - być może - gdy odbijecie się od rozgrywki jedną, to może warto przetestować innego bohatera. Co naturalnie wymaga czasu na próby i ewentualne błędy. Zachowania wrogów warto też ogarnąć, starcia z Koszmarami mogą nam napsuć krwi o ile nie znamy ich zachowań. Na szczęście w Ravenswatch można grać w kooperacji - i to chyba nawet najlepszy pomysł, szczególnie w starciach z kolejnymi Koszmarami. Co więcej, sporo osób zwraca uwagę, że to w kooperacji gra rozwija skrzydła - a w podejściu solo może się momentami okazać nawet nieco frustrująco trudna.
Do tego twórcy wrzucają gracza na planszę w myśl zasady "radź sobie sam". W tej ascetycznej postawie chyba jednak nieco przesadzili, jakieś wyjaśnienie kilku mechanizmów rozgrywki chyba jednak by się na wstępie przydało. A tego nie ma. I weź się człowieku zastanawiaj, jak właściwie działa ta "obrona" - taki przykład pierwszy z brzegu. Poza tym, jak już dłużej pogracie, to można się zastanowić, czy plansze albo bestiariusz nie powinien być nieco bardziej zróżnicowany. Z drugiej strony, komiksowa grafika jest naprawdę ładna i trudno się do wyglądu Ravenswatch przyczepić. Chyba, że z definicji takiej konwencji nie lubicie.
Trudno powiedzieć, że Ravenswatch to gra dla każdego. Nawet nie dla każdego fana gatunku hack'n'slash. Wymaga poświęcenia jej czasu - i wymaga poświęcenia uwagi oraz skupienia, bo od rozgrywki na początku można się trochę odbić. Ostatecznie jednak cierpliwym ta produkcja wynagrodzi trud uczenia się, radość z robienia postępu jest motywatorem do dalszej zabawy. Trudno jednak taką produkcję ocenić. Jak się wciągniecie - i nie odbijecie do rozgrywki na wstępie - to jak najbardziej można polecić. I najlepiej wspólnie z innymi graczami. Wtedy można dać nawet 8 na 10. W innym przypadku, istnieje ryzyko, że się od Ravenswatch odbijecie.
Ocena: 8/10 [ale to nie jest gra dla każdego!]
Za każdym razem poruszamy się po większej mapie, ale mamy małe szanse, aby ją spenetrować całą, bo po jakimś czasie budzi się Koszmar - czyli walczymy z bossem. Jak wygramy, pojawiamy się na nowej mapie. Za każdym razem trzeba więc zdecydować, jak zoptymalizować swoją marszrutę, żeby w kilkanaście minut możliwie jak najlepiej przygotować się do tego starcia. Jak zginiemy - cała zabawa zaczyna się od nowa. Choć, co już wiecie, przystępujecie do kolejnej próby jednak nieco mocniejsi. W ramach kolejnych plansz rozwija się także historia jaką Ravenswatch opowiada - ale, umówmy się, najważniejsze jest tu "zaklikiwanie potworów na śmierć"...
... tylko to wcale nie jest radosna, lekka i łatwa zabawa, a dosyć szybko i często przeradza się to w walkę o przetrwanie na planszy. Przede wszystkim, twórcy mocno ograniczyli możliwość uniku - możemy go użyć dopiero po kilku sekundach. Kluczowych dla losów starcia sekundach. Więc podejście "na hurra", gdzie bez namysłu ładujemy się w grupę potworów i próbujemy je "zaklikać" zanim się odwiną - takie podejście w Ravenswatch się nie sprawdzi. Bo i oponenci niemal zawsze zdążą nam przywalić, a że zazwyczaj występują po kilku na raz, to w sytuacji gdy nie dysponujemy unikiem czy atakiem specjalnym - bo czekamy, aby się załadowały - szybko kończymy tę zabawę.
Czyli zamiast nieco bezrefleksyjnego "zaklikiwania potworów na śmierć", w Ravenswatch do walki trzeba podejść zdecydowanie bardziej taktycznie (choć starcia dzieją się oczywiście w czasie rzeczywistym). Jak klikniecie w atak, to nie cofniecie animacji ciosu - jak źle wyliczycie użycie uniku, to nie będziecie mieli go do dyspozycji od razu. I tak dalej.
Poziom trudności można sobie nieco skalować, ale w systemie "coś za coś". Mamy kilka z góry określonych przez twórców Ravenswatch zestawów. Na zasadzie "unik naładuje się szybciej" ale za to wrogowie będą trudniejsi, albo Koszmar pojawi się szybciej". Sami sprawdzicie, zdecydujecie czy takie ułatwienio-utrudnienia rozgrywki by Wam pasowały. Choć, pewnie raczej po tym jak trochę pogracie w trybie podstawowym.
Generalnie, chyba najważniejsze co powinno wybrzmieć w tej recenzji, to fakt, że Ravenswatch jest produkcją, której trzeba poświęcić więcej czasu, żeby w pełni odkryć jej możliwości. Szczególnie, że do dyspozycji jest kilka różnie walczących postaci, więc - być może - gdy odbijecie się od rozgrywki jedną, to może warto przetestować innego bohatera. Co naturalnie wymaga czasu na próby i ewentualne błędy. Zachowania wrogów warto też ogarnąć, starcia z Koszmarami mogą nam napsuć krwi o ile nie znamy ich zachowań. Na szczęście w Ravenswatch można grać w kooperacji - i to chyba nawet najlepszy pomysł, szczególnie w starciach z kolejnymi Koszmarami. Co więcej, sporo osób zwraca uwagę, że to w kooperacji gra rozwija skrzydła - a w podejściu solo może się momentami okazać nawet nieco frustrująco trudna.
Do tego twórcy wrzucają gracza na planszę w myśl zasady "radź sobie sam". W tej ascetycznej postawie chyba jednak nieco przesadzili, jakieś wyjaśnienie kilku mechanizmów rozgrywki chyba jednak by się na wstępie przydało. A tego nie ma. I weź się człowieku zastanawiaj, jak właściwie działa ta "obrona" - taki przykład pierwszy z brzegu. Poza tym, jak już dłużej pogracie, to można się zastanowić, czy plansze albo bestiariusz nie powinien być nieco bardziej zróżnicowany. Z drugiej strony, komiksowa grafika jest naprawdę ładna i trudno się do wyglądu Ravenswatch przyczepić. Chyba, że z definicji takiej konwencji nie lubicie.
Trudno powiedzieć, że Ravenswatch to gra dla każdego. Nawet nie dla każdego fana gatunku hack'n'slash. Wymaga poświęcenia jej czasu - i wymaga poświęcenia uwagi oraz skupienia, bo od rozgrywki na początku można się trochę odbić. Ostatecznie jednak cierpliwym ta produkcja wynagrodzi trud uczenia się, radość z robienia postępu jest motywatorem do dalszej zabawy. Trudno jednak taką produkcję ocenić. Jak się wciągniecie - i nie odbijecie do rozgrywki na wstępie - to jak najbardziej można polecić. I najlepiej wspólnie z innymi graczami. Wtedy można dać nawet 8 na 10. W innym przypadku, istnieje ryzyko, że się od Ravenswatch odbijecie.
Ocena: 8/10 [ale to nie jest gra dla każdego!]
Zobacz także
2023-12-09, godz. 06:00
[09.12.2023] Giermasz #578 - Długie nazwy
Produkcje z Kraju Kwitnącej Wiśni potrafią doprawdy przetestować gracza. Konkretnie: jego pamięć do długich nazw gier... Dwa takie tytuły mamy w tym Giermaszu. Jarek Gowin bardzo chwali grę o japońskich mafiozach, czyli Like a Dragon…
» więcej
2023-12-09, godz. 06:00
Jusant [Xbox Series X]
Od jakiegoś czasu stałem się miłośnikiem gier spokojnych, eksploracyjnych, z dużym naciskiem na fabułę, a mniejszym na akcję. Są to tytuły idealne do powolnej zabawy, gdzie nie liczy się wynik, a płynące z nich doznania. I taką…
» więcej
2023-12-09, godz. 06:00
Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name [Xbox Series X]
Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name to kolejna, no niemal kolejna gra z serii Yakuza, czy właśnie Like a Dragon, bo jakiś czas temu mieliśmy do czynienia z liftingiem marki, która wyjaśnia losy głównego bohatera serii…
» więcej
2023-12-02, godz. 18:00
GIERMASZ 2023, grudzień
» więcej
2023-12-02, godz. 18:00
[02.12.2023] Świetlane perspektywy
Bardzo dużo dzieje się u największego polskiego twórcy gier. Studio informuje o kolejnych, dużych projektach, o świetnej sprzedaży dodatku do bestsellerowej produkcji, o planach ekranizacji przygód w cyberpunkowym świecie i inne…
» więcej
2023-12-02, godz. 06:00
Call of Duty: Modern Warfare 3 [Xbox Series X]
W swoim życiu nie ograłem tylko trzech części serii Call of Duty. Gdy Activision zapowiedziało CoD: Modern Warfare 3, które miało być także rebootem gry z 2011 roku, byłem pewny, że kolejna odsłona pierwszoosobowej strzelanki wpadnie…
» więcej
2023-12-02, godz. 06:00
Call of Duty: Modern Warfare 3 [Xbox Series X]
W swoim życiu nie ograłem tylko trzech części serii Call of Duty. Gdy Activision zapowiedziało CoD: Modern Warfare 3, które miało być także rebootem gry z 2011 roku, byłem pewny, że kolejna odsłona pierwszoosobowej strzelanki wpadnie…
» więcej
2023-12-02, godz. 06:00
Last Train Home [PC]
Zdradzę wam trochę kulis, jeżeli chodzi o recenzowanie gier. Często dostając jakiś kod, wraz z nim dostajemy tak zwany review guide, czyli w dosłownym tłumaczeniu poradnik do pisania recenzji. Z reguły opisane są w nim niektóre…
» więcej
2023-12-02, godz. 06:00
Last Train Home [PC]
Zdradzę wam trochę kulis, jeżeli chodzi o recenzowanie gier. Często dostając jakiś kod, wraz z nim dostajemy tak zwany review guide, czyli w dosłownym tłumaczeniu poradnik do pisania recenzji. Z reguły opisane są w nim niektóre…
» więcej
2023-12-02, godz. 06:00
Jade Empire (2005 r.)
Osiemnaście lat po premierze Jade Empire, można się zastanowić, jak bardzo zmienił się krajobraz światowej branży gier. W 2005 roku ta produkcja z gatunku RPG akcji była wyjątkowa, bo nie pokazywała - umownie - średniowiecznego…
» więcej