Penisy z bananów i bułki nadziewane... prezerwatywami. Takie menu znalazło się w zamówieniu cateringowym na osiemnastkę syna dyrektorki Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Szczecinie - informuje Głos Szczeciński.
Według gazety, dyrektorka MOPR-u Marta Giezek przyjechała po wszystko osobiście, służbowym samochodem. Na łamach "Głosu" tłumaczy się, że za wszystko zapłaciła, a o tym co znalazło się w cateringu nie miała pojęcia. Zgodziła się tylko, by potrawy były przygotowane "z jajem".
W wydanym do mediów oświadczeniu dyrektorka napisała, że nie miała pojęcia, w jaki sposób potrawy były przygotowane. Gdy odbierała zamówienie, dania były owinięte w folię aluminiową i zapakowane do skrzynek. Dyrektorka MOPR-u podkreśliła też, że z uwagi na zaufanie do pracowników DPS-u nie sprawdzała, co jest w środku. Dowiedziała się o tym dopiero po urodzinach syna. Jak twierdzi, potraktowała to jednak z uśmiechem. Według niej, doszło do przykrego nieporozumienia.
"Przepraszam osoby, które poczuły się urażone" - pisze Giezek w swoim oświadczeniu.
Sprawy na razie nie komentuje dyrektor DPS-u Ryszard Budzisz. W rozmowie z dziennikarzem gazety zapewnia jednak, że o tym, co konkretnie przygotowali jego pracownicy dowiedział się z mediów. Szczeciński Urząd Miasta poprosił już o złożenie wyjaśnień dyrektorów obu placówek.