16 grudnia 1981 r. od kul zomowców zginęło dziewięciu górników.
- "Lepiej nie mówić o tym, co człowiek przeżył. Mieszkam w pobliżu, wszystko widziałam". "Bardzo to wszystko przeżywałam, bo jednego syna miałam w wojsku, a drugi był w kopalni razem z mężem. Przemodliłam ten okres i przetrwałam" - opowiadają świadkowie tragicznych wydarzeń.
Pamięć ofiar w piątek minutą ciszy uczcił Senat.
Protest rozpoczął się 16 grudnia 1981 roku na wieść o aresztowaniu w nocy z 12 na 13 grudnia Jana Ludwiczaka, przewodniczącego Solidarności w Wujku. Stan wojenny i docierające informacje o brutalnych pacyfikacjach innych zakładów, skłoniły górników do stawienia oporu. Po trzech dniach strajku władze zdecydowały o uderzeniu na kopalnię.
Komunistyczne władze wysłały milicję i wojsko. Żołnierzy wyposażonych w broń, wspierały czołgi. Górnicy mieli do obrony łańcuchy, kilofy i pręty. Od kul plutonu specjalnego ZOMO zginęło dziewięciu pracowników kopalni, kilkudziesięciu zostało rannych lub doznało innych obrażeń.
O godz. 16 rozpoczną się oficjalne obchody 35. rocznicy pacyfikacji.