Niestety po przesłuchaniu singla „Jestem”, odechciało mi się nawet ściągania jej z neta. Zirytowałem się, gdyż płyta miała zawierać emocjonalne kawałki, a jest promowana utworem, w którym słyszymy starego, znanego Pyskatego Skurwiela, który tekstem i flow nie odbiega od wcześniejszych numerów. Gdy już miałem zrezygnować z cd, przypadkiem znalazłem drugi singiel, – „Co ze mną?”. Już po pierwszym przesłuchaniu, ubrałem się i poszedłem do sklepu kupić płytę. Po godzinie grała w moim radiu i nie chciałem jej stamtąd wyciągać. A jakie są wrażenia? Tak, więc.
Zarówno pod względem muzycznym jak i lirycznym Pysk postawił raczej na mniej znanych gości. Do bardziej znanych producentów płyty można zaliczyć: Kixnera i The Returners. Reszta beatmakerów jest związana bardziej z undergrandem. Bynajmniej nie oznacza to, że mniej znani producenci dali ciała. Wręcz przeciwnie. Chłopaki o „złotych twarzach”, – Golden i Bez twarzy – wysmażyli takie beaty, że aż w pewnych momentach przechodziły mi ciarki. Zwłaszcza w kawałku „Oszukać przeznaczenie”, który sprawiał, że głowa samoczynnie się bujała, a myśli krążyły wokół opisywanej historii. Warto również wyróżnić $wira, za jego agresywną i mocną produkcje do „Pysk w Pysk”. Oprócz wymienionych beatmekarów, Pysk do współpracy zaprosił również: Siwersa, Kamilsona, Kubę O.., 101 Decybeli, Khysiakasa i Hensona. Produkcje utrzymane są na ogół w klasycznym stylu. Jeśli mowa o klasyce, na płycie nie zabrakło dobrych cutów: Medyka, The Returnersów, BRK i Fejma. Oprócz mało znanych producentów, na płycie dogrywają się również mniej znani raperzy. Oprócz Mesa i Ero, reszta jest znana bardziej w undergrandzie niż mainstreamie. Jednak to nie robi większej różnicy, gdy do mikrofonu dochodzą tacy ludzie jak W.E.N.A., który gdzie się pokaże, tam przykuwa uwagę odbiorcy.
Nie ujmując nikomu, moim zdaniem beatmekarzy i raperzy występujący na tej płycie, to jedynie dodatek. Największą rewelację wywołał sam Pysk. Jeden z najlepszych punchlajnerów, który posiada bardzo charakterystyczne flow, zapowiadał album o poważniejszych tematach. Szczerze mówiąc nie wierzyłem w to, dopóty do póki nie sprawdziłem całej płyty. Może zabrzmi to nieco paradoksalnie, ale płytę podsumowuje już pierwszy utwór – „Intro/Witaj w rzeźni”. Przez pierwszą minutę słyszymy głos rozdartego wewnętrznie człowieka, który ma dość wcześniejszego wizerunku. A jakiego? Tego, którego usłyszymy już w drugiej minucie utworu, który zaprasza nas do swej rzeźni.
Cała płyta muzycznie ukazuje dwie osobowości Pyskatego. Tego spokojnego Pyska, który pijąc herbatę wspomina o problemach z alkoholem, miłości do matki, żony i muzyki, zastanawiając się tym samym, co dalej? Jednak do głosu dochodzi również ten drugi, dobrze nam znany agresywny, Pyskaty Skurwiel, który, pijąc bez popity, każe stawiać na siebie. Gdy tego nie zrobimy, wtedy lirycznie zrealizuje swoje brudne myśli. Najwyraźniej jeden Pysk nie może żyć bez drugiego, bo gdyby nie te solidne bragga, i przemyślane wersy płyta „Pysk w Pysk” nie byłaby taka dobra.
Dobra? To za mało powiedziane. Album może być spokojnie nominowany do debiutu roku, choć Pyskatego można było usłyszeć już o wiele wcześniej. Tak, czy inaczej ma duże szanse na uzyskanie miana „płyta roku”. A warto pamiętać, że rok 2009 to nie tylko rok powrotów, lecz przede wszystkim rok debiutantów, którzy odświeżyli tę scenę.
Zarówno pod względem muzycznym jak i lirycznym Pysk postawił raczej na mniej znanych gości. Do bardziej znanych producentów płyty można zaliczyć: Kixnera i The Returners. Reszta beatmakerów jest związana bardziej z undergrandem. Bynajmniej nie oznacza to, że mniej znani producenci dali ciała. Wręcz przeciwnie. Chłopaki o „złotych twarzach”, – Golden i Bez twarzy – wysmażyli takie beaty, że aż w pewnych momentach przechodziły mi ciarki. Zwłaszcza w kawałku „Oszukać przeznaczenie”, który sprawiał, że głowa samoczynnie się bujała, a myśli krążyły wokół opisywanej historii. Warto również wyróżnić $wira, za jego agresywną i mocną produkcje do „Pysk w Pysk”. Oprócz wymienionych beatmekarów, Pysk do współpracy zaprosił również: Siwersa, Kamilsona, Kubę O.., 101 Decybeli, Khysiakasa i Hensona. Produkcje utrzymane są na ogół w klasycznym stylu. Jeśli mowa o klasyce, na płycie nie zabrakło dobrych cutów: Medyka, The Returnersów, BRK i Fejma. Oprócz mało znanych producentów, na płycie dogrywają się również mniej znani raperzy. Oprócz Mesa i Ero, reszta jest znana bardziej w undergrandzie niż mainstreamie. Jednak to nie robi większej różnicy, gdy do mikrofonu dochodzą tacy ludzie jak W.E.N.A., który gdzie się pokaże, tam przykuwa uwagę odbiorcy.
Nie ujmując nikomu, moim zdaniem beatmekarzy i raperzy występujący na tej płycie, to jedynie dodatek. Największą rewelację wywołał sam Pysk. Jeden z najlepszych punchlajnerów, który posiada bardzo charakterystyczne flow, zapowiadał album o poważniejszych tematach. Szczerze mówiąc nie wierzyłem w to, dopóty do póki nie sprawdziłem całej płyty. Może zabrzmi to nieco paradoksalnie, ale płytę podsumowuje już pierwszy utwór – „Intro/Witaj w rzeźni”. Przez pierwszą minutę słyszymy głos rozdartego wewnętrznie człowieka, który ma dość wcześniejszego wizerunku. A jakiego? Tego, którego usłyszymy już w drugiej minucie utworu, który zaprasza nas do swej rzeźni.
Cała płyta muzycznie ukazuje dwie osobowości Pyskatego. Tego spokojnego Pyska, który pijąc herbatę wspomina o problemach z alkoholem, miłości do matki, żony i muzyki, zastanawiając się tym samym, co dalej? Jednak do głosu dochodzi również ten drugi, dobrze nam znany agresywny, Pyskaty Skurwiel, który, pijąc bez popity, każe stawiać na siebie. Gdy tego nie zrobimy, wtedy lirycznie zrealizuje swoje brudne myśli. Najwyraźniej jeden Pysk nie może żyć bez drugiego, bo gdyby nie te solidne bragga, i przemyślane wersy płyta „Pysk w Pysk” nie byłaby taka dobra.
Dobra? To za mało powiedziane. Album może być spokojnie nominowany do debiutu roku, choć Pyskatego można było usłyszeć już o wiele wcześniej. Tak, czy inaczej ma duże szanse na uzyskanie miana „płyta roku”. A warto pamiętać, że rok 2009 to nie tylko rok powrotów, lecz przede wszystkim rok debiutantów, którzy odświeżyli tę scenę.