Płytę określiłem mianem „undergroundu z wyboru” z kilku przyczyn. Jednym z nich są produkcje muzyczne Soddy utrzymane w klasycznym, undergroundowym klimacie. Fani eksperymentów i zróżnicowana muzycznego na darmo będą tu szukać wszechobecnych dup sepów, drum and bassu czy nawiązań do grime’u. Płyta ma klimat klasyczny, jednak bardziej kojarzony z Francją niż Nowym Jorkiem. Za jakoś bitów przemawiać mogą: „W pół do prawdy” z wysamplowanym wokalem niebrzmiącym jak wiewióry ani piszczałki oraz „Konia z rzędem” u którego krótka pętla wokalu szybko wpada w ucho. Swoistym wyjątkiem jest „Umarłem wczoraj”. Można w nim wyczuć bardziej syntetyczne brzmienie. Oprócz Soddy po jednym bicie dorzucili Młody oraz Big-Bo autor konkretnego „Warto wiedzieć”. Materiał zachowuje spójność i co najważniejsze nie jest nużący. O klasyczny nastrój zadbali również didżeje: Feel-X, BRK, Dred oraz PP. Tutaj ukłony dla mistrzów adapterów powinny sięgać do samej ziemi, gdyż zaserwowali nam wyborne cuty. Didżeje nie poszli na łatwiznę i nie wykorzystali znanych wszędzie utworów, wersów czy motywów. Sięgnęli głębiej dzięki czemu mamy tu cuty z dobrych, choć przez niektórych zapomnianych, utworów z Polski, Stanów a nawet Francji.
Oprócz zaprzyjaźnionych didżejów, można usłyszeć również zaprzyjaźnionych gości. Zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się Kingsley Anowi. Czarny wokalista z Norwegii wprowadził do „Warto wiedzieć” sporo bólu ale także ciepła. Oprócz niego udzielili się także: HST, Bu, MeriDialu, UZR i CFG. Pierwszych dwóch poradziło sobie całkiem nieźle bazując na własnym, rozpoznawalnym stylu. Nieco gorzej wypadli chłopaki z MeriDialu. Tak jak po Karimie i Młodym słychać, że działają i są w formie, tak o reszcie nie można tego powiedzieć. Najsłabiej wypadło dwóch ostatnich. Nie wiem ile czasu zajmują się rapem, ale standardowe rymy, kiepskie przyspieszanie i kulejące flow wskazuje na to, że są na początku drogi.
Co zaś się tyczy samego Karima. Pod względem tekstowym jest zarówno dobrze jak i źle. Zacznijmy od złego. Teksty Karima pozbawione są wyszukanych metafor, ukrytego przekazu, doradzania i prawienia kazań – ale to akurat wychodzi mu na dobre. Są stosunkowo proste, nie mylić jednak z prostackimi. Minusem jest uogólnienie. Momentami są o wszystkim i o niczym. Najlepszym przykładem może być „Co w trawie piszczy”. Planowo miało być on chyba hołdem w stronę Bielska-Białej. W rzeczywistości jednak wyszła z tego gadka szmatka. Podobnie jest z „Może to dziwki i basen”. Tekst nie dość, że mało nawiązuje do tytułu, to jeszcze jest zagmatwany i przekombinowany. Problem stanowią też kwestie techniczne. Autor jakby momentami nie przykuwa uwagi do rymów – ich prostota kuje w uszy. Z jednej strony narzuca dość wysoki poziom, z drugiej wklejania banały typu „świeże powietrze dla ziomów z ławki pamiętasz czysty zapach trawki?” Bądź „ale oka na pierwszy rzut oka”. Takich przykładów jest kilka i psują one efekt końcowy.
Jest jednak wiele plusów w warstwie tekstowej. Pomijając już wcześniej wspomniany brak metaforycznych uniesień, których na ogół nikt nie rozumie – zwłaszcza sam autor, ciekawym zajściem są zestawienia. Widać to wyraźnie w przypadku „W pół do prawdy” oraz „Blondynka”. W pierwszym Karim zestawia ze sobą różne sytuacje w których można dostrzec ukryty fałsz oraz obłudę. W drugim mamy przykład relacji z kobietami. Przez pierwszą przemawia dzikość i energia, dzięki której możemy podbić świat – jednak to prędzej czy później doprowadzi do samozagłady. Od drugiej bije spokój i harmonia, dzięki której możemy przeżyć spokojny żywot – to jednak prowadzi do monotonni i zabicia wewnętrznej pasji. Którą z nich wybrać? Pytanie zostawione jest dla słuchacza.
Jednak największym plusem w tekstach Karima jest świadomość. Świadomość świata oraz świadomość w kulturze Hip Hop. Pierwsza opisana jest w „Warto wiedzieć” w której autor zaprezentował swoje poglądy oparte na obserwacjach. Drugą dostrzegamy w „Umarłem wczoraj”. Karim słusznie zauważa panującą w polskim hip hopie modę na patologię, typowo hip hopowe hasła, a także brak Hip Hopu w rapie. Czyli brak nawiązań do całej kultury, do jej historii, korzeni, zasad a także pierworodnej zajawki. Brak zainteresowania całą kulturą i oderwanie rapu od Hip Hopu. Problem ten dostrzegają głównie ci, którzy widzą w Hip Hopie coś więcej niż tylko muzykę i interesują się czymś więcej niż tylko muzyką. Opisując ten problem Karim udowodnił że jest jednym z tych świadomych raperów.
Podobną problematykę wzbudza flow Karima. Z jednej strony jest ono wyszlifowane. Raper różnie akcentuje, nie trzyma się wyznaczonych standardowych taktów i ma bardzo charakterystyczny głos. Jednak paradoksalnie głos ten sprawia problem, gdyż ujednostajnia flow. Barwa głosu wywołuje wrażenie jednolitego wokalu. Pomimo zmian w akcentach i braku standardowego trzymania taktów, w flow brakuje zmian. Czegoś co sprawiłoby, że będzie ono się różnić w kawałkach. Jest to słyszalne w większości utworów. Wyjątek stanowią „Konia z rzędem” oraz „Dobrze wiesz”. W pierwszym raper zmieniając nieco barwę głosu wyrzuca z siebie emocje, tym samym wrzucając nieco inny flow. W drugim zaś mamy chwilowe przyspieszenie oparte na dość trudnych do wypowiedzenia wersach. Wydaje mi się, że gdyby zabiegów wokalno-technicznych było więcej, flow Karima byłoby bardziej zróżnicowane.
Podsumowując druga płyta Karima była jedną z lepszych płyt, które ukazały się w 2011 roku. Pomimo kilku minusów przemawia przez nią rzetelność oraz wybór własnej drogi. Brakuje jednak tego czegoś. Pewnej bomby która przebiłaby materiał przez serię innych płyt. Nie chodzi tu o nadmierną promocję, zwrotki popularnych raperów czy produkcje sprawdzonych beatmakerów. Chodzi o coś co przykułoby uwagę większego grona odbiorców. Tego młotka i gwoździ, które przybiłyby ucho do płyty.
Oprócz zaprzyjaźnionych didżejów, można usłyszeć również zaprzyjaźnionych gości. Zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się Kingsley Anowi. Czarny wokalista z Norwegii wprowadził do „Warto wiedzieć” sporo bólu ale także ciepła. Oprócz niego udzielili się także: HST, Bu, MeriDialu, UZR i CFG. Pierwszych dwóch poradziło sobie całkiem nieźle bazując na własnym, rozpoznawalnym stylu. Nieco gorzej wypadli chłopaki z MeriDialu. Tak jak po Karimie i Młodym słychać, że działają i są w formie, tak o reszcie nie można tego powiedzieć. Najsłabiej wypadło dwóch ostatnich. Nie wiem ile czasu zajmują się rapem, ale standardowe rymy, kiepskie przyspieszanie i kulejące flow wskazuje na to, że są na początku drogi.
Co zaś się tyczy samego Karima. Pod względem tekstowym jest zarówno dobrze jak i źle. Zacznijmy od złego. Teksty Karima pozbawione są wyszukanych metafor, ukrytego przekazu, doradzania i prawienia kazań – ale to akurat wychodzi mu na dobre. Są stosunkowo proste, nie mylić jednak z prostackimi. Minusem jest uogólnienie. Momentami są o wszystkim i o niczym. Najlepszym przykładem może być „Co w trawie piszczy”. Planowo miało być on chyba hołdem w stronę Bielska-Białej. W rzeczywistości jednak wyszła z tego gadka szmatka. Podobnie jest z „Może to dziwki i basen”. Tekst nie dość, że mało nawiązuje do tytułu, to jeszcze jest zagmatwany i przekombinowany. Problem stanowią też kwestie techniczne. Autor jakby momentami nie przykuwa uwagi do rymów – ich prostota kuje w uszy. Z jednej strony narzuca dość wysoki poziom, z drugiej wklejania banały typu „świeże powietrze dla ziomów z ławki pamiętasz czysty zapach trawki?” Bądź „ale oka na pierwszy rzut oka”. Takich przykładów jest kilka i psują one efekt końcowy.
Jest jednak wiele plusów w warstwie tekstowej. Pomijając już wcześniej wspomniany brak metaforycznych uniesień, których na ogół nikt nie rozumie – zwłaszcza sam autor, ciekawym zajściem są zestawienia. Widać to wyraźnie w przypadku „W pół do prawdy” oraz „Blondynka”. W pierwszym Karim zestawia ze sobą różne sytuacje w których można dostrzec ukryty fałsz oraz obłudę. W drugim mamy przykład relacji z kobietami. Przez pierwszą przemawia dzikość i energia, dzięki której możemy podbić świat – jednak to prędzej czy później doprowadzi do samozagłady. Od drugiej bije spokój i harmonia, dzięki której możemy przeżyć spokojny żywot – to jednak prowadzi do monotonni i zabicia wewnętrznej pasji. Którą z nich wybrać? Pytanie zostawione jest dla słuchacza.
Jednak największym plusem w tekstach Karima jest świadomość. Świadomość świata oraz świadomość w kulturze Hip Hop. Pierwsza opisana jest w „Warto wiedzieć” w której autor zaprezentował swoje poglądy oparte na obserwacjach. Drugą dostrzegamy w „Umarłem wczoraj”. Karim słusznie zauważa panującą w polskim hip hopie modę na patologię, typowo hip hopowe hasła, a także brak Hip Hopu w rapie. Czyli brak nawiązań do całej kultury, do jej historii, korzeni, zasad a także pierworodnej zajawki. Brak zainteresowania całą kulturą i oderwanie rapu od Hip Hopu. Problem ten dostrzegają głównie ci, którzy widzą w Hip Hopie coś więcej niż tylko muzykę i interesują się czymś więcej niż tylko muzyką. Opisując ten problem Karim udowodnił że jest jednym z tych świadomych raperów.
Podobną problematykę wzbudza flow Karima. Z jednej strony jest ono wyszlifowane. Raper różnie akcentuje, nie trzyma się wyznaczonych standardowych taktów i ma bardzo charakterystyczny głos. Jednak paradoksalnie głos ten sprawia problem, gdyż ujednostajnia flow. Barwa głosu wywołuje wrażenie jednolitego wokalu. Pomimo zmian w akcentach i braku standardowego trzymania taktów, w flow brakuje zmian. Czegoś co sprawiłoby, że będzie ono się różnić w kawałkach. Jest to słyszalne w większości utworów. Wyjątek stanowią „Konia z rzędem” oraz „Dobrze wiesz”. W pierwszym raper zmieniając nieco barwę głosu wyrzuca z siebie emocje, tym samym wrzucając nieco inny flow. W drugim zaś mamy chwilowe przyspieszenie oparte na dość trudnych do wypowiedzenia wersach. Wydaje mi się, że gdyby zabiegów wokalno-technicznych było więcej, flow Karima byłoby bardziej zróżnicowane.
Podsumowując druga płyta Karima była jedną z lepszych płyt, które ukazały się w 2011 roku. Pomimo kilku minusów przemawia przez nią rzetelność oraz wybór własnej drogi. Brakuje jednak tego czegoś. Pewnej bomby która przebiłaby materiał przez serię innych płyt. Nie chodzi tu o nadmierną promocję, zwrotki popularnych raperów czy produkcje sprawdzonych beatmakerów. Chodzi o coś co przykułoby uwagę większego grona odbiorców. Tego młotka i gwoździ, które przybiłyby ucho do płyty.