Radio SzczecinRadio Szczecin » Blog Tomasza Chacińskiego
...my z Nim też, ale dziś wspominam to inaczej.

Pamiętam, gdy razem z Krzysztofem Soską robiliśmy program dla TVP Szczecin z Jego udziałem. Pan Marian miał tego dnia dobry humor. W pewnej chwili asystentka przypomniała, że ma On umówioną wizytę lekarską i czas kończyć. Marian Jurczyk zwrócił się do niej: "Dziecko, przynieś nam tu po 20 gramów koniaczku. Pan doktor poczeka". Byliśmy w szoku, tym bardziej, że nasze (dziennikarzy) relacje z urzędem i prezydentem nie były wtedy łatwe.

Innym razem relacjonowałem "sprawę altanki" wybudowanej na działkach. Próbowałem podejść pod furtkę, ale Pani Gienia (Żona) była szybsza. Krzycząc za mną, pogoniła mnie ze ścierką.

Krzysiek Bąk (wtedy Radio Zet) i Piotrek Lichota (wówczas RMF) pewnie pamiętają incydent z wtargnięciem do Jego gabinetu, gdy sekretarka twierdziła, że jest nieobecny. To nie było eleganckie, ale wtedy tak się traktowaliśmy wzajemnie. Wreszcie udzielił wywiadu. Chyba nawet nie był na nas zły.

Nie raz gdy był moim gościem w studiu na żywo, mówił do mnie per: pani redaktor... W końcu się przyzwyczaiłem.

Z Marianem Jurczykiem kojarzy mi się jeszcze Kasia Domagała, jego rzeczniczka. Broniła go jak lwica, choć nie było to łatwe, szczególnie gdy związał się z "kolegą Ptaka". Kilka lat temu odeszła przedwcześnie.

Budził skrajne uczucia. Na pewno tak zostanie. Będę go dobrze wspominał.
Tak: jestem kibicem Pogoni i chodzę na mecze prawie 30 lat. Nie: nie uważam, że piłkę nożną należy traktować lepiej niż inne dyscypliny.
Jednak sprawa stadionu dzieli władze Szczecina i klub coraz bardziej.
Jarosław Mroczek, prezes Pogoni ponosi konsekwencje za swoje zaangażowanie przeciwko Piotrowi Krzystkowi w poprzedniej kampanii i za to, że niespecjalnie ukrywa, iż uważa go za słabego, nieprzychylnego Pogoni prezydenta.
Pomysł z Kołbaskowem wkładam między bajki. Dziwi mnie jednak podejście prezydenta Szczecina. Komunikat wysłany do naszej redakcji przez biuro prasowe prezydenta: "Życzymy władzom spółki, aby pozyskała inwestorów, wybudowała i prowadziła na nim dochodową działalność z pożytkiem dla udziałowców i Pogoni" to jawne szyderstwo z klubu, które prezydentowi nie przystoi. Jeszcze większym naigrywaniem był środowy wpis na FB zastępcy prezydenta Krzysztofa Soski : "Stadion dla Kołbaskowa!"
Nie chcę przypominać słów kandydata Piotra Krzystka z 2006 roku o nowym stadionie klasy ELITE, o tym, że miasto stać, i że inwestowanie w obiekt na Twardowskiego, to jak wkładanie ABS do trabanta. Wszyscy (chyba) to pamiętają.
50 milionów na modernizację stadionu na Twardowskiego nie wystarczy. Będzie drożej i dłużej, jeśli do remontu w ogóle dojdzie. W kontekście drogi jaką przebył Piotr Krzystek od wizji nowoczesnego stadionu do przekonania, że miasta dziś nie stać i lepiej modernizować oraz życzeń powodzenia, coraz bardziej jestem przekonany, że chodzi o "nie, bo nie" i chęć pokazania, kto tu rządzi.
Zastanawiam się również nad stadionem w kontekście wizji Floating Garden, hucznie zaprezentowanej w 2008 roku. To Piotr Krzystek powiedział mieszkańcom, że "jesteśmy wizjonerskim miastem, które zdało sobie sprawę, że aby urzeczywistnić swój niewiarygodny potencjał i zaistnieć naprawdę, musi zmienić całkowicie skalę planowania i działania - wymyślić i zbudować się od nowa(...), a działania prekursorskie i pionierskie - wynikają z temperamentu i osobowości miasta(...), bo tylko pionierzy mogą budować Amerykę". No i ponoć "z tej perspektywy Szczecin rysuje się jako MEGAPROJEKT MAKRODEVELOPERSKI... ".
Czy to jeszcze aktualne?
Urząd miasta zapłacił ponad 10 tysięcy złotych za wynajęcie sali w hotelu Radisson na spotkanie prezydenta Szczecina z przedsiębiorcami skupionymi w Północnej Izbie Gospodarczej. Na debatę zapraszała głównie PIG stąd oburzenie m.in. radnej Małgorzaty Jacyny - Witt, że za imprezę zapłaciło miasto.

Pewnie znalazłoby się kilka innych, tańszych miejsc na takie spotkanie: sala sesyjna, sala Filharmonii... Jeśli organizatorami były UM i PIG, to wypadałoby zapłacić po połowie. Szczególnie w roku wyborów, bo na odległość pachnie to kampanią.

Nie o pieniądze jednak chodzi, a o efekty. "Debata" odbyła się 12. lutego, w ubiegłą środę. I ani PIG ani miasto nie chwalą się specjalnie jej wnioskami. Na stronie Izby jest zwykła relacja, na stronie miasta nic (w każdym razie nie znalazłem). I to mnie martwi. Bo miały paść odpowiedzi na następujące pytania:

Co władze Szczecina chcą zaoferować mieszkańcom miasta? Jakie inwestycje powstaną w ciągu najbliższych sześciu lat? Jaką rolę w tych planach i działaniach mieliby odegrać lokalni przedsiębiorcy? Jakie pomysły ma miasto na rozwój przedsiębiorczości w Szczecinie?

Zakładam, że niektóre odpowiedzi prezydent mógłby znaleźć odwiedzając czasem drobnych i tych większych przedsiębiorców albo spotykając się z nimi regularnie - niekoniecznie w hotelu. Prezydent ma też swoją Radę Gospodarczą. Ostatni wpis na stronie miasta na temat rady pochodzi z 2011 roku.
Olgierd Geblewicz. Fot. Łukasz Szełemej
Olgierd Geblewicz. Fot. Łukasz Szełemej
Przypomina mi się wojskowy "suchar" w nieco zmienionej formie. Wszyscy, którzy nie startują na prezydenta Szczecina wystąp! A wy, Geblewicz, dokąd?!

Choć to informacja nieoficjalna, prawie pewne jest, że nowy szef szczecińskiej PO, marszałek województwa będzie walczył o prezydenturę Szczecina. Dociskanie kolanem zakończone. Kilku potencjalnych kandydatów w szeregach partii głęboko odetchnęło. Bo problem w tym, że dziś nikt w PO prezydentem największego miasta w regionie być nie chce.

Platforma liczy się z przegraną, ale musiała wybrać kogoś, kto ma choć teoretyczne szanse w walce z urzędującym drugą kadencję Piotrem Krzystkiem. Osłabiona i przetrzebiona po wewnętrznej walce w Szczecinie (a partyzanci wciąż chowają się po lasach) PO długo zwlekała kombinując: kogo by tu...

Pomysł z Renatą Zarembą nie chwycił, z prezesem Pogoni Jarosławem Mroczkiem też, wojewoda Zydorowicz bronił się do ostatniego pocisku, minister Arłukowicz od razu odmówił. Zatem nie było wyjścia. Stanisław Gawłowski i Olgierd Geblewicz musieli wziąć odpowiedzialność na siebie.

Piotr Krzystek najbardziej obawiał się kandydowania Bartosza Arłukowicza, gdyby ten zeszłej jesieni "wyleciał" z rządu, więc teoretycznie ma łatwiejszego przeciwnika. Teoretycznie, bo Platforma wykorzysta przyszłe środki unijne, by przekonać mieszkańców do zmiany władzy. Będzie też wytykać Krzystkowi inwestycyjne zaniedbania i błędy, których nazbierało się przez osiem lat sporo. Do tego można się spodziewać, że w przeciwieństwie do przegranej kampanii w 2010 roku, gdy kandydował poseł Litwiński, partia rzuci wszystkie siły, by wesprzeć marszałka.

Co to oznacza? Ciekawszą kampanię. Na dziś więcej szans ma Krzystek, ale Geblewicz to poważny przeciwnik z portfelem wypełnionym milionami euro. Tymi wydanymi, o czym na pewno będzie przypominać i tymi do wydania, które może obiecać.

Jednak póki co Olgierd Geblewicz, który wciąż chce być marszałkiem (wystartuje również do sejmiku), zastanawia się: dlaczego ja?