- Nie trzeba mnie namawiać do udziału w akcjach charytatywnych. Podejmuję się takich wyzwań i jak tylko mogę - pomagam. Uczestniczyłem też w imprezie, w której byłem uczestnikiem tzw. targu niewolników. Chodziło o to, że licytujący mogli zapłacić za spotkanie ze mną na kolacji - opisuje Aleksander Doba.
Licytacja zaczęła się od 100 zł, a skończyła się na kwocie 500 zł. Kupcem była pewna kobieta. - Żona pokręciła nosem, ale mogła wziąć udział w tej kolacji - dodaje podróżnik z Polic.
W magazynie również o spotkaniu pana Olka z uczniami szkoły z Hożej.