Bartosz Arłukowicz w wywiadzie dla Rzeczpospolitej tłumaczył, że szybko wykryta choroba to niższe koszty leczenia. Według propozycji ministra, od zdiagnozowania do rozpoczęcia leczenia nie może upłynąć więcej niż dziewięć tygodni.

Ministerstwo chce również, aby pacjenci, którzy w procesie leczenia wymagają jedynie zabiegów, tak jak w przypadku naświetlania, nie leżeli w szpitalach, a do nich dojeżdżali. Minister wylicza, że utrzymanie jednego łóżka do radioterapii to koszt 400 zł dziennie.

- Lekarze są sceptyczni. Pieniądze to jedno, brak specjalistów to drugie - mówi Magdalena Wiśniewska, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie. - Przy zapowiedziach pana premiera, który wyraźnie powiedział, że nie będzie zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia, coś trzeba będzie komuś zabrać, żeby dać na onkologię. Pytanie komu?

Według ministra, pieniądze jakimi dysponuje Narodowy Fundusz Zdrowia będą się zwiększać i dzięki temu lekarze, którzy zdiagnozują chorobę w określonym czasie mają otrzymywać premie.

- Wynagrodzenie motywacyjne to zły pomysł - mówi dr Jacek Bujko, szczeciński lekarz rodzinny. - Nie chciałbym skupiać się na tym, że muszę znaleźć jakąś chorobę, żeby dostać za to pieniądze. Uważam, że to wprowadza zły element do komunikacji lekarza z pacjentem.

Efekty reformy, która ma zlikwidować kolejki do lekarzy-specjalistów będą widoczne już w przyszłym roku - obiecuje Ministerstwo Zdrowia.

W tej chwili na wizytę u kardiologa w Zachodniopomorskiem czeka się 59 dni, a na pilny zabieg ortopedyczny w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Szczecinie dwa lata - tak wynika z danych NFZ. Długość kolejek można sprawdzić na stronie kolejki.nfz.gov.pl.