Jedyną różnicą było miejsce występu. Tam był większy klub ze stolikami i stołeczkami (średni pomysł). Tym razem malutki pub, gdzie scena z ledwością mieściła wszystkich muzyków. Jak dla mnie... bomba! Czemu poszedłem drugi raz? Bo mam słabość do głosu Sandoval (to ona właśnie śpiewa ,,Paradise Circus” u Massive Attack), choć sprawia wrażenie, jakby tylko 'odwalała' robotę... Wcale się nie uśmiecha. Podczas obu występów nawet strzępek uśmiechu nie pojawił się na jej buźce. Nie widziałem też ŻADNEGO zdjęcia z jej uśmiechem. Nie wiem, czy w ogóle potrafi to robić... Nie mówi również nic między piosenkami, tylko cichutkie, zdawkowe 'thank you' co dwie, trzy piosenki... No... ale głosem czaruje.

Nie wykonuje żadnych utworów z repertuaru Mazzy Star (zespołu, z którym była związana w latach 90.) Wykonuje z nowym zespołem tylko piosenki z dwóch albumów, które wspólnie nagrali. W sumie gdzieś tam zbliżone klimatem do Mazzy Star, tylko... mniej tu jakby psychodelii, więcej akustycznych brzmień. Jedyny utwór, który brzmi, jakby był żywcem wyjęty z płyty Mazzy Star, to 'For The Rest Of Your Life', którego tym razem akurat nie zagrali :( Zagrali natomiast doskonały 'Trouble', który uwielbiam w wersji live.

Drugi raz zrobił na mnie wielkie wrażenie, bo tam gdzie w wersji studyjnej zaczyna się wyciszać, to na żywo chłopaki dopiero się rozkręcają i zaczyna się taka gitarowo-perkusyjna jazda. Poza tym bez większych zaskoczeń. Takie deja vu jakby przeżyłem... i nigdy nie skleję ludzi, którzy jeżdżą za zespołem podczas całych tras koncertowych... To musi być nudne!