Z perspektywy czasu robi wrażenie upór z jakim działacze Komunistycznej Partii Niemiec rządzący między końcem maja a końcem lipca ściągali do Szczecina barkami swoich rodaków zza granicy z sowiecką strefą okupacyjną. Transporty przybywały barkami i przybijały do nabrzeży u stóp Wałów Chrobrego. Jak wspomina Piotr Zaremba, dopiero 4 lipca zakończył się ten ruch wahadłowy. Zacytujmy prezydenta miasta: „5 lipca nie było już barek przywożących Niemców Odrą do Szczecina. Dopiero później okazało się, że w przewidywaniu możliwości objęcia Szczecina przez Polaków (barki) zostały przez powiatowe władze niemieckie wyładowane w Policach.”
Przypomnijmy że w tamtym czasie tzw. enklawa policka stanowiła sowiecką enklawę na terenie polskiego Pomorza Zachodniego zarządzaną przez sowieckich oficerów ale na szczeblu urzędniczym zatrudniającą niemieckich komunistów i niemiecką siłę roboczą.
Ale problemów wciąż nie ubywało. Jeszcze w Berlinie w trakcie uroczystości oficjalnego ogłoszenia przekazania Szczecina do Polski 3 lipca , zastępca marszałka Żukowa gen. Konstanty Tielegin uświadomił wojewodzie Leonardowi Borkowiczowi i prezydentowi Zarembie także i kłopotliwe elementy nowej sytuacji. Od tej chwili z punktu widzenia Rosjan polskie władze miały wziąć na siebie nie tylko wyżywienie ok. tysiąca Polaków żyjących wówczas w mieście ale i zapewnić aprowizację 60 tys. Niemców którzy nie wiadomo jak długo jeszcze mieli pozostawać w mieście. Borkowicz tak przejął się nowym zadaniem, ze prosto z Berlina pojechał do Koszalina, ówczesnej tymczasowej stolicy Pomorza Zachodniego aby zapewnić stolicy Pomorza Zachodniego choć elementarne wyposażenie w żywność. Sam Zaremba przybył po cichu do Szczecina 4 lipca wieczorem. Przeprowadził odprawę, na której rozkazał polskiej milicji objęcie strategicznych punktów miasta. Głównym zadaniem polskiej siły zbrojnej w mieście było pilnowanie by ekipa burmistrza Erlicha Wiesnera nie próbowała wywieźć z miasta zapasów aprowizacyjnych. W ciągu kolejnych 12 godzin polscy milicjanci udaremnili parę prób wywozu mąki. Dowodem na te niemieckie akcje był zarekwirowany traktor i parę wozów wypełnionych workami mąki. Takie to były czasy. Żywność była cenniejsza od pieniędzy.
Wczesnym rankiem 3 lipca wojewoda Leonard Borkowicz i prezydent Piotr Zaremba wyruszyli z Koszalina poprzez Szczecin do Berlina na spotkanie z marszałkiem Żukowem. Słynna autostrada „Berlinka” bardzo szybko umożliwiła im dojazd do głównej kwatery sowieckiego marszałka pod Berlinem. Rezydował on w willowym osiedlu „Wendenschloss” nad leśnym jeziorem w dzielnicy Köpenick. Nazwa „Wendenschloss” oznaczała „Zamek Słowian” i była nawiązaniem do prasłowiańskich korzeni dzielnicy Kepenick, która niegdyś nosiła swojską nazwę Kopanica. Zaremba wspomina: „Weszliśmy z Borkowiczem do niewielkiej willi gdzie powitał nas uśmiechnięty generał Konstantin Tielegin, jeden z dwóch zastępców Żukowa. Rosyjski generał oznajmił, że zapadła już decyzja o przekazaniu Szczecina Polsce i została ona uzgodniona z amerykańskimi i angielskimi sojusznikami. I znów zacytujmy Zarembę: „Otworzyły się zasuwane drzwi, którymi weszli do pokoju marszałek Gieorgij Żukow, towarzyszący mu szef sztabu generał Malinin oraz kilku generałów. Marszałek zakomunikował nam decyzję rządu radzieckiego: „Szczecin jest polski. Zarząd miejski ma definitywnie przejąć miasto z rąk niemieckiego zarządu miejskiego. Jednocześnie likwiduje się radziecką komendanturę wojenną w mieście, którą zastąpić ma Polska Komenda Placu. Jak wspomina Zaremba: „Jeszcze parę minut rozmowy i wychodzimy wszyscy na taras z widokiem na jezioro. Myślę sobie Wendenschloss – Zamek Wendów a więc słowiański. Co za ironia losu. Rzesza niemiecka, która zmieniała (na niemieckie) nazwy najmniejszej wioski w Polsce – przeoczyła tę nazwę w obrębie swojej stolicy. Chyba po to aby właśnie tu dokonał się ostatni akt naszego powrotu nad Odrą”. Zaremba do końca życia chwalił się tym niezwykłym przywilejem. To on wraz z wojewodą Borkowiczem a nie szef dyplomacji ekipy Bieruta otrzymał od Żukowa decyzję o przekazaniu Szczecina Polsce. Istotnie. Dzieje dyplomacji nie znając zbyt wiele podobnych przypadków by jeden z polskich wojewodów i jeden z polskich prezydentów miasta negocjował z szefem sowieckim okupacji nad Niemcami o ostatecznym kształcie polskiej granicy na zachodzie.
Przypomnijmy że w tamtym czasie tzw. enklawa policka stanowiła sowiecką enklawę na terenie polskiego Pomorza Zachodniego zarządzaną przez sowieckich oficerów ale na szczeblu urzędniczym zatrudniającą niemieckich komunistów i niemiecką siłę roboczą.
Ale problemów wciąż nie ubywało. Jeszcze w Berlinie w trakcie uroczystości oficjalnego ogłoszenia przekazania Szczecina do Polski 3 lipca , zastępca marszałka Żukowa gen. Konstanty Tielegin uświadomił wojewodzie Leonardowi Borkowiczowi i prezydentowi Zarembie także i kłopotliwe elementy nowej sytuacji. Od tej chwili z punktu widzenia Rosjan polskie władze miały wziąć na siebie nie tylko wyżywienie ok. tysiąca Polaków żyjących wówczas w mieście ale i zapewnić aprowizację 60 tys. Niemców którzy nie wiadomo jak długo jeszcze mieli pozostawać w mieście. Borkowicz tak przejął się nowym zadaniem, ze prosto z Berlina pojechał do Koszalina, ówczesnej tymczasowej stolicy Pomorza Zachodniego aby zapewnić stolicy Pomorza Zachodniego choć elementarne wyposażenie w żywność. Sam Zaremba przybył po cichu do Szczecina 4 lipca wieczorem. Przeprowadził odprawę, na której rozkazał polskiej milicji objęcie strategicznych punktów miasta. Głównym zadaniem polskiej siły zbrojnej w mieście było pilnowanie by ekipa burmistrza Erlicha Wiesnera nie próbowała wywieźć z miasta zapasów aprowizacyjnych. W ciągu kolejnych 12 godzin polscy milicjanci udaremnili parę prób wywozu mąki. Dowodem na te niemieckie akcje był zarekwirowany traktor i parę wozów wypełnionych workami mąki. Takie to były czasy. Żywność była cenniejsza od pieniędzy.
Wczesnym rankiem 3 lipca wojewoda Leonard Borkowicz i prezydent Piotr Zaremba wyruszyli z Koszalina poprzez Szczecin do Berlina na spotkanie z marszałkiem Żukowem. Słynna autostrada „Berlinka” bardzo szybko umożliwiła im dojazd do głównej kwatery sowieckiego marszałka pod Berlinem. Rezydował on w willowym osiedlu „Wendenschloss” nad leśnym jeziorem w dzielnicy Köpenick. Nazwa „Wendenschloss” oznaczała „Zamek Słowian” i była nawiązaniem do prasłowiańskich korzeni dzielnicy Kepenick, która niegdyś nosiła swojską nazwę Kopanica. Zaremba wspomina: „Weszliśmy z Borkowiczem do niewielkiej willi gdzie powitał nas uśmiechnięty generał Konstantin Tielegin, jeden z dwóch zastępców Żukowa. Rosyjski generał oznajmił, że zapadła już decyzja o przekazaniu Szczecina Polsce i została ona uzgodniona z amerykańskimi i angielskimi sojusznikami. I znów zacytujmy Zarembę: „Otworzyły się zasuwane drzwi, którymi weszli do pokoju marszałek Gieorgij Żukow, towarzyszący mu szef sztabu generał Malinin oraz kilku generałów. Marszałek zakomunikował nam decyzję rządu radzieckiego: „Szczecin jest polski. Zarząd miejski ma definitywnie przejąć miasto z rąk niemieckiego zarządu miejskiego. Jednocześnie likwiduje się radziecką komendanturę wojenną w mieście, którą zastąpić ma Polska Komenda Placu. Jak wspomina Zaremba: „Jeszcze parę minut rozmowy i wychodzimy wszyscy na taras z widokiem na jezioro. Myślę sobie Wendenschloss – Zamek Wendów a więc słowiański. Co za ironia losu. Rzesza niemiecka, która zmieniała (na niemieckie) nazwy najmniejszej wioski w Polsce – przeoczyła tę nazwę w obrębie swojej stolicy. Chyba po to aby właśnie tu dokonał się ostatni akt naszego powrotu nad Odrą”. Zaremba do końca życia chwalił się tym niezwykłym przywilejem. To on wraz z wojewodą Borkowiczem a nie szef dyplomacji ekipy Bieruta otrzymał od Żukowa decyzję o przekazaniu Szczecina Polsce. Istotnie. Dzieje dyplomacji nie znając zbyt wiele podobnych przypadków by jeden z polskich wojewodów i jeden z polskich prezydentów miasta negocjował z szefem sowieckim okupacji nad Niemcami o ostatecznym kształcie polskiej granicy na zachodzie.