Zmiany negocjował szef rządu w Atenach Aleksis Tsipras. To ma być kontynuacja polityki zaciskania pasa - wprowadzenia podwyżki podatków i ograniczenia wydatków budżetu państwa.

Tsipras przyznał, że nie jest zadowolony z efektu negocjacji, ale musiał się zgodzić na warunki, aby uniknąć katastrofy. Grecja i tak stoi na krawędzi bankructwa i grozi jej wyjście ze strefy euro.

Porozumienie nie podoba się też Grekom, którzy wyjdą w środę na ulice Aten w proteście przeciwko kolejnym oszczędnościom.

- To dlatego, że czują, że ofiarą szantażu - komentował w "Radiu Szczecin na wieczór" Grek mieszkający w Szczecinie, Mitro Dimitriadis. - W 1938 roku mieliśmy podobne zdarzenia w Monachium, kiedy wielkie mocarstwa zdecydowały o losie Czechosłowacji pod groźbą pistoletu. Poniedziałkowe wydarzenie miało dokładnie taki sam charakter i odbyło się w formie totalnego szantażu.

- Tak naprawdę porozumienie jeszcze niczego nie zmieniło - uważa politolog, prof. Andrzej Furier. - To porozumienie jest ważnym etapem. Ono jednak nie stanowi o zmianie, a daje tylko szansę rozpoczęcia zmiany. Czy ona się powiedzie czy nie zdecydują Grecy na ulicach.

Grecja po wprowadzeniu reform ma otrzymać 86 miliardów euro pomocy. Głosowanie nad zapisami porozumienia odbędzie się w nocy.