Druga edycja dublińskiego festiwalu Forbidden Fruit już za nami. Długi weekend (Bank Holiday Weekend) minął jak zwykle za szybko ;) Od zeszłego roku w czerwcowy długi weekend (sobota, niedziela i poniedziałek) organizowany jest trzydniowy Zakazany Owoc. Festiwal muzyczny w centrum miasta! Tylko przyklasnąć takiemu pomysłowi! Mieszkańcy nie muszą godzinami wlec się na pole namiotowe z bagażami, wystarczy wsiąść do autobusu, lub tramwaju, kilka przystanków i już jesteśmy u celu drogi :)
Nie wiem czy byli aż tacy awesome... Mnie ta agresywna, hipnotyczna, hałaśliwa muzyka lekko znużyła. Wydaje mi się, że ten rodzaj muzy bardziej można "zrozumieć" w odmiennych stanach świadomości, a w takie nie miałem ochoty się wdawać, więc opuściłem występ tej grupy jeszcze przed jego zakończeniem.
Skorzystałem z grzejącego słońca, zjadłem co nieco i skierowałem się w stronę sceny głównej, tam jeszcze kończył koncert Andrew Bird, ale ja czekałem na Beirut. Zach Condon z kolegami pojawili się na scenie po 18.30 i zabawił publikę swoimi pieśniami przystrojonymi dźwiękiem trąbek, puzonu i akordeonu. Parki się roztańczyły... słonko grzało... no normalnie piknik w centrum Dublina :) Był to jedyny koncert jaki obejrzałem w całości na scenie głównej.
Po Beirucie pokręciłem się jeszcze po terenie, ale już o 20.00 powróciłem do namiotu, bo tam, jeśli o mnie chodzi, główna atrakcja wieczoru, czyli reaktywowany po piętnastu latach kalifornijski duet Mazzy Star. Duet kompozytorski David Roback i Hope Sandoval... na scenie wspomagany przez czterech dodatkowych muzyków. Zagrali porządny, prawie 1,5 godzinny secik. Rozpoczęli od "Blue Flower" i tak płynęły sobie te dźwięki, od psychodelicznego, recytowanego przez Sandoval "So Tonight That I Might See" przez piękny "Look On Down From The Bridge", który wieńczy, jak na razie ostatni album grupy "Among My Swan" z 1996 roku, aż po jedyny przebój jakiego do tej pory się doczekali, czyli "Fade Into You". Trzeci raz widziałem Hope Sandoval na scenie (wcześniej dwa razy z solowym zespołem The Warm Inventions) i tak jak wtedy, tak i teraz nie raczyła się nawet raz uśmiechnąć :) A kiedy starała się coś powiedzieć to... i tak nie było słychać, niezbyt donośny ma głos ;)) Za to porusza się niczym modelka na wybiegu ;) Elektryzuje już samym wejściem na scenę. Przypomnę tylko, że to właśnie ona śpiewa m.in. w utworach "Asleep From Day" The Chemical Brothers i "Paradise Circus" Massive Attack.
To tyle odnośnie Mazzy Star. Na dużej scenie główna gwiazda, czyli Wilco, a ponieważ oni niekoniecznie mnie kręcą to zostałem w namiocie by zerknąć na Chromatics. Zaczęli koncert z prawie dwudziestominutowym opóźnieniem, i choć nawet obiecująco się zapowiadało, ja po około piętnastu minutach zwróciłem się w kierunku wyjścia. Zmęczenie zaczęło doskwierać. Osiem godzin wystarczy... Kogo miałem zobaczyć to zobaczyłem. Poza tym musiałem jeszcze zdążyć na ostatni tramwaj :)
12