Szczecińska Lista Przebojów
Radio SzczecinRadio Szczecin » Szczecińska Lista Przebojów » ARCHIWUM » SZYMON NADAJE
Na rynku muzyki popularnej mamy całą masę śpiewających dziewczyn z gitarą i całą masę śpiewających pianistek. A czy przebiła się do świadomości tłumów jakaś solistka grająca na wiolonczeli? Nie przypominam sobie. Szwedka Linnea Olsson chce to zmienić. Komponuje chwytliwe piosenki i stara się przekonać ludzi, że instrument, którego używa nie należy jedynie do świata muzyki klasycznej. Zanim Olsson zaczęła występować solo, grała przez kilka lat w zespole swojej koleżanki Ane Brun. To właśnie Brun ośmieliła ją do pisania własnego repertuaru, a kiedy pod koniec zeszłego roku zachorowała, mając już zabukowaną "Back To Front Tour" z Peterem Gabrielem, poleciła Mistrzowi jako swoją zastępczynię właśnie Lineę Olsson. I tak oto młoda, nieznana wiolonczelistka stanęła na jednej scenie (w towarzystwie Jennie Abrahamson) obok takich sław jak David Rhodes, Manu Katche i Tony Levin... No cóż... nie ma to jak znaleźć się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie!
Dziewczyna nabrała wiatru w żagle i ruszyła w trasę po UK i Irlandii. Rozpoczęła od klubu "Workman's Club" w Dublinie. Prezentuje piosenki z debiutanckiej płyty "Ah!". Posiłkuje się tez kilkoma zacnymi kowerami, ale o tym za chwilę. Po cichutkim "zainstalowaniu się" na scenie zaczęła grać instrumentalny "The Ocean". Najbardziej chłodny, można powiedzieć skandynawski moment całego występu. Potem już było "cieplej" i bardziej melodyjnie :) Kiedy zainteresowana publiczność podeszła bliżej wtedy zagrała "Giddy Up" oraz świetny utwór tytułowy. Większość piosenek wykonuje w podobny sposób. Najpierw nagrywa podkład, który odtwarzany jest przez 'loop station', uruchamiany nogą. Potem na ten szkielet nakłada linię melodyczną i śpiewa. Dźwięki zaczynają się nakładać na siebie i wrażenie słuchowe jest takie, jakby na scenie była nie jedna, a trzy panny Olsson. Obecnie jest to bardzo popularny zabieg wykorzystywany przez wielu solistów na scenie.
Tych samych magicznych skrzynek używała Liza Flume, która wystąpiła przed Linneą Olsson. Efekt podkładu perkusyjnego uzyskiwała dzięki uderzeniom w pudło instrumentu. Tak jak na przykład podczas "Unfinished Sympathy" z repertuaru Massive Attack. Kiedy zapowiedziała, że to zagra, to przestraszyłem się, że będzie kicha ale wyszło całkiem fajnie, transowo, wciągająco... Potem zaskakujący wybór - "Sex Object" z repertuaru Kraftwerk, też całkiem nieźle przełożyła na własny sposób. Dobre wrażenie zrobiły na mnie dwa nowe utwory, jakie zaprezentowała. Pierwszy "What The Hell" - szybki, żywy ze świetną melodią (tytuł dopiero roboczy jak zapewniła Olsson), drugi dedykowany rodzinie "I Am Younger" z prostym i wzruszającym tekstem. Niestety, nie mogłem zostać na bisach. Nie zdążyłem usłyszeć hiciorka promującego płytę, czyli "Dinosaur" (do którego, tak na marginesie, nakręcili badziewny i irytujący teledysk) oraz ostatniego koweru, którym zakończyła występ, czyli przepięknego bjorkowego "Unravel".