Szczecińska Lista Przebojów
Radio SzczecinRadio Szczecin » Szczecińska Lista Przebojów » ARCHIWUM » SZYMON NADAJE
Albumy "White Chalk" (2007) oraz najnowszy, jeszcze świeżutki "Let England Shake" nie pozostawiają żadnych złudzeń: PJ Harvey nie jest już krzykliwą, wyzywającą panną z gitarą elektryczną zawieszoną na ramieniu, tak jak ją pamiętamy z przeszłości. Ostatnio chętniej zasiada za pianinem, a od "Let England Shake" powoli chyba zacznie przeobrażać się w folkową diwę. Dla tych wszystkich, którzy tęsknią za brudnym, garażowym, damskim rockiem pojawia się na horyzoncie niejaka Anna Calvi. Taaaak, już słyszę te jęki i utyskiwania malkontentów, że powtórka z rozrywki, że to już było, że kolejna laska z gitarą, z której pewnie potrafi wykrzesać kilka prostych akordów i tylko umie drzeć buzię... Wszystkim, którym przeszła przez głowę taka myśl, polecam wybrać się na koncert tej pani. Co takiego Calvi ma na swoją obronę!? Świetne piosenki!
Debiutancki album wydany miesiąc temu zawiera dziewięć (pomijam instrumentalne intro rozpoczynające płytę) dobrych utworów. Na żywo brzmią one jeszcze lepiej. Strój Anny skojarzył mi się, jakby dopiero co uciekła z areny corridy i zapomniała się przebrać. Na ramieniu przerzucony czerwony Fender Telecaster, z którym, trzeba przyznać, że radzi sobie całkiem nieźle. Pomagają jej multi-instrumentalistka Mally Harpez, oraz perkusista Daniel Maiden-Wood. Po instrumentalnym wstępie ("Rider To The Sea") przeszli od razu do "No More Words", czyli tak jak na płycie. Jako trzeci "Blackout" - najbardziej melodyjny kawałek i z tego co się zorientowałem, za miesiąc pojawi się jako pierwszy singiel, który będzie promował płytę. Calvi niewiele odzywała się między piosenkami, ale jak już zaczynała coś mówić, to nie mogłem powstrzymać śmiechu. Cichy, śmieszny, dziecięcy głos w niczym nie przypomina tego silnego, który słyszymy choćby w piosence "Suzanne And I" ;) Mi ona przypomina trochę Jeffa Buckleya - zarówno sposobem śpiewu jak i gry na gitarze, choć tu trzeba odnotować, że często używa własnego, zabawnego sposobu uderzania w struny (ruchem okrężnym dłoni, a nie z góry na dół). Występ zakończył "Love Won't Be Leaving", podczas którego pani Ania wycięła niezłą solówkę gitarową, brawo, brawo... Po nim muzycy próbowali zejść ze sceny, która była bardzo mała i ciężko było się przedrzeć przez instrumenty i małe boczne drzwi, Anna Calvi miała schodzić ze sceny jako ostatnia. Kiedy zauważyła, że coś zagradza drogę jej kolegom wróciła się do mikrofonu, wzięła do ręki gitarę i ze śmiechem wycedziła: "No dobra, udawajcie chociaż, że wołaliście mnie na bis..." :) I zaśpiewała jeszcze trzy utwory m.in. kompozycję Wayne'a Shanklina "Jezebel". Nie ma jej na albumie, ale ukazała się na identycznie zatytułowanym singlu wydanym w październiku zeszłego roku.

Oczywiście, że czas odcedzi wydmuszki od prawdziwych talentów, ale wydaje mi się, że spory potencjał drzemie w tej Annie... Wyczuł to Nick Cave i Brian Eno, wyczuli też chyba słuchacze, którzy po dublińskim koncercie opróżniali sklepik z płytami artystki wystawiony przy wyjściu z klubu. Ja opuściłem budynek z winylową wersją albumu pod pachą, z odręcznym podpisem pani Ani.