We wtorek przedstawiciel marszałka Olgierda Geblewicza nie wziął udziału w posiedzeniu rady po raz trzeci. W konsekwencji po raz trzeci rada nadzorcza nie odwołała prezesa Funduszu, bo zgodnie z prawem taką decyzje podejmują wszyscy jej członkowie.

Sprawa rozbija się o odwołanie prezesa Funduszu Jacka Chrzanowskiego - polityka Platformy Obywatelskiej. Chce tego nowa rada powołana w większości przez przedstawicieli rządu, czyli polityków Prawa i Sprawiedliwości. W większości, bo Mariusz Adamski delegowany jest przez sejmik województwa gdzie rządzi PO.

Najpierw Mariusz Adamski tłumaczył, że jest na urlopie. Później, że nie odpowiada mu termin posiedzenia rady. We wtorek w oficjalnym komunikacie Urząd Marszałkowski poinformował, że jego przedstawiciel nie weźmie udziału w posiedzeniu, bo nie dowiedział się wcześniej, mimo, że o to pytał - kogo przewodniczący rady chce wyznaczyć na prezesa. Tym samym nie mógł on omówić tej kandydatury z władzami Urzędu Marszałkowskiego.

To absurdalne tłumaczenie - mówi przewodniczący rady nadzorczej Funduszu Stefan Traczyk. - Rzeczywistość jest taka, że nie chciał być tu obecny, żeby nie dokonały się jakiekolwiek zmiany. Robi wszystko, żeby stary zarząd funkcjonował jeszcze dobrych parę dni. A to są konkretne pieniądze.

Miesięcznie członkowie zarządu Funduszy zarabiają po kilkanaście tysięcy złotych. To jednak ostatnia próba blokady - zaznacza Stefan Traczyk, bo Sejm znowelizował prawo w tej kwestii. W konsekwencji w niebawem odpowiedzialnym za powołanie nowego zarządu będzie wojewoda.