Zostaną tylko "sieciówki" i pozycje sprzedawane w popularnych marketach, z którymi nie można w tej chwili konkurować - tłumaczyli radnym. Miasto, oprócz na przykład obniżek czynszów, wiele więcej jednak zrobić nie może - potrzebna ustawa wspomagająca księgarzy przyjęta przez Sejm.

- Po prostu jest źle - opowiadał Ireneusz Kusowski ze szczecińskiej księgarni Atut. - Jest duże przejście w stronę sprzedaży internetowej, chociaż nie ukrywam, że obroty i tak spadają.

"Sieciówki" negocjują lepsze stawki, a my wychodzimy na "zdzierców", tyle, że nie mamy takich cen w hurtowniach - zwracała uwagę Anna Merklejn z księgarni "Uczniowskiej". - Na tym nie zarobią, a oni na maśle czy innych produktach spożywczych sobie wyrównają. My takiej szansy nie mamy.

Powolny upadek księgarzy "przypieczętowało" zniknięcie podręczników ze szkół - opowiadali radnym. I jak przyznali, miasto może pomóc obniżką czynszu czy ułatwieniem parkowania.

- U nas strefę zlikwidowano i ci wszyscy, którzy tam pracują zostawiają samochody na cały dzień pod naszymi księgarniami - mówi Merklejn.

Przedstawicielka wydziału kultury mówiła księgarzom, że urząd może uruchomić pieniądze na konkursy - na przykład, żeby zapraszać na spotkania autorskie. Co ciekawe - jak przyznał dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Szczecinie - na książki rocznie może przeznaczyć... niespełna 4 procent swojego rocznego budżetu. I musi kupować w hurtowniach, bo tam po prostu jest taniej.