- Ta wojna obala mit rosyjskiej armii, która miała być potęgą światową, a okazała się przeciętną siłą zbrojną - podkreśla Cezary Gmyz, korespondent TVP w Berlinie.

- Ta wojna na Ukrainie pokazuje, że Rosja nie jest taką potęgą, jaką chciała się zaprezentować. Tak naprawdę to, co dzieje się na Ukrainie, boleśnie obnaża słabości armii rosyjskiej i założenia, które Rosjanie sobie przyjęli. Takim założeniem było między innymi błyskawiczne zajęcie Kijowa w ciągu jednego dnia. A to okazało się kompletną mrzonką - dodaje Gmyz.

- Putin jest zbrodniarzem wojennym, który ma krew na rękach cywili, a z drugiej strony mamy heroiczną walkę wojsk ukraińskich z rosyjskimi - dodaje Adrian Stankowski, publicysta "Gazety Polskiej".

- Z jednej strony ukraińskie Termopile, czyli ta Wyspa Żmij i bohaterskie, aczkolwiek żołnierskie słowa. Dowódcy tego garnizonu wszyscy zginęli. Jednak Wyspę Żmij udało się Ukraińcom odbić. Z drugiej strony, mamy zbrodnie wojenne, bo bombardowanie osiedli mieszkaniowych jest po prostu zbrodnią wojenną. Władimir Putin wchodzi do szeregu takich postaci jak Bin Laden - tłumaczy Stankowski.

W czwarty dzień wojny trwają walki w centrum Charkowa. Rosyjskie oddziały przedostały się do drugiego - pod względem wielkości - ukraińskiego miasta.