1 - Jesteście jednym z tych zespołów, które po wielu, wielu latach nieobecności wracają na scenę. Żeby wspomnieć choć Sex Pistols, którzy koncertują teraz całkiem regularnie...
O! Nie wiedziałem o tym! Wiem, że Steve Jones prowadzi audycję radiową w LA. Nie wiem czy ty o tym wiesz? 103.1 FM. Nazywa się „Szafa Grająca Jonesa”. Prowadzi tę audycję od 2-3 lat i jest naprawdę bardzo dobra. Ale nie wiedziałem, że grają koncerty.
2 - Obecnie grają m.in. na dużych letnich festiwalach. Jeden z nich odbędzie się w Polsce na początku lipca. Ich zejście się jest zatem sprawą międzynarodowa. Dalej mamy takie zespoły jak Pink Floyd, Led Zeppelin i The Police. Ba! Nawet My Bloody Valentine będą znowu koncertować. Wy wracacie z nowym 3 materiałem po wielu, wielu latach...
Powiedz, jak to jest z tymi powrotami po latach? Co się za nimi kryje? Na pewno pieniądze, bo to przecież wasza praca, ale co jeszcze?
No tak. Cieszę się, że to powiedziałeś. Nam nie wypada mówić, że chodzi o pieniądze, ale wiesz co, tak naprawdę jest. Przecież my musimy żyć jak wszyscy inni. Chodzi o to, że jeśli czujesz, że tak należy zrobić to - to robisz. Reaktywacja Bauhaus zaczęła się od tego, że dano nam ofertę nie do odrzucenia zagrania koncertu podczas festiwalu Coachella w 2005 r. Nie mieliśmy zamiaru wracać jako zespół, ale wtedy pojawiła się ta propozycja koncertu i promotor zaproponował nam dużą sumę pieniędzy, która była po prostu nie do odrzucenia. Obiecano nam miejsca w hotelach, opłacenie sal prób na kilka tygodni i w ogóle wszystko to, czego chcieliśmy. Widzieliśmy to więc w ten sposób, że będziemy musieli ze sobą przebywać przez kilka tygodni, popróbować stare utwory i zagrać ten koncert, który sam w sobie był atrakcyjny. Wyznaczono nam dobre miejsce w rozkładzie dnia na scenie, jeśli dobrze pamiętam w sobotę wieczorem...Nie mogliśmy odmówić. I wszystko to potoczyło się dalej począwszy od tego jednego koncertu. Później pojawił się pomysł wejścia do studia, poeksperymentowania, przekonania się czy jesteśmy w stanie coś wymyślić. Zarezerwowałem studio w miasteczku, w którym mieszkam, na obrzeżach LA, wiedząc, że chłopakom to konkretne studio przypadnie do gustu, bo panuje w nim bardzo dobra atmosfera. 18 dni po tym jak do niego weszliśmy, wyszliśmy z gotowym albumem. I to właściwie wszystko na ten temat. Myślę, że te historie z powrotami... Mam na ten temat taką teorię: rock and roll jest już starym zwierzęciem i trzeba bardzo ciężko próbować, żeby wymyślić coś, co będzie brzmiało świeżo. Nie da się za wiele zrobić z perkusją, gitarą elektryczną, basem i wokalem, co stanowi skład większości grup grających rocka. Potrafię sobie wyobrazić, że wiele lat temu, w latach 60., 50. musiało to być niesamowite uczucie usłyszeć kogoś takiego jak Elvis czy Little Richarda, Chucka Berry'ego, bo było to coś zupełnie innego od wszystkiego z czego się wyłoniło. Było zatem w porównaniu z tamtymi rzeczami bardzo świeże. W warstwie tekstowej rock and roll z lat 50. był bardzo prosty, ale nie miało to żadnego znaczenia. Szło tam o nastawienie do wszystkiego, co stanowiło jego otoczkę. Potem, w latach 60., nadeszła psychodelia z Beatlesami, Stonesami, Doorsami.. A nastepnie The Velvet Underground i to wciąż było względnie nowe. Teraz mamy 2008 r. Co masz zrobić, żeby dobrze brzmieć, żeby odcisnąć swoje piętno? Myślę więc, że ludzie tacy jak Led Zeppelin wracają, bo to był złoty wiek rock and rolla i właściwie ciężko jest... Jest tak dużo zespołów, które brzmią trochę jak Led Zeppelin, trochę jak... my, jak The Cure, etc. Etc. Wygląda to trochę jak powrót do mody sprzed lat, bo uważam, że rock and roll osiągnął swój szczytowy punkt jakieś 15-20 lat temu.
Dlatego być może to wyjaśnia, dlaczego ci ludzie schodzą się ponownie ze sobą... Nie wydaje mi się, żeby The Police mieli jakiekolwiek kłopoty finansowe. Wiesz co myślę na temat ich zejścia się? „Zróbmy to, jeśli to jest właściwą rzeczą do zrobienia w tym momencie”. W tym muszą być emocje. Nie da się bez nich tego zrobić. Nie sądzę, żeby w świecie muzyki można było być aż takim najemnikiem, żeby dać radę bez nich.
3 - Ale nawet oni zapowiedzieli, że to jest ich ostatnia trasa i po niej definitywnie się rozejdą.
Oczywiście! Po mieliby chcieć grać i grać? To byłoby po prostu żałosne gdyby tak się stało. Będziesz śpiewał "Roxanne" w wieku 70 lat? Nie, to nie jest tego warte.
4 - Mick Jagger ciągle śpiewa "I can't get no satisfaction"...
I to jest właśnie jeden wyjątek od mojej teorii i osobiście nie mam pojęcia jak oni to robią! Kocham Stonesów, ale nie mogę pojąć, jakim sposobem wciąż śpiewają "Jumpin Jack Flash"! Po prostu nie rozumiem.
5 - Być może przekroczyli już tę granicę życia i śmierci jak np. Ozzy Osbourne?
Tak. Dzieje się z nimi coś dziwnego. Nie wiem skąd oni czerpią entuzjazm, żeby robić to, co robią. Nie muszą martwić się o pieniądze, i jestem pewien, że mogą robić co chcą. Myślę jednak, że wytłumaczeniem tego faktu jest to, że oni po prostu dobrze się tym bawią. Więc dlaczego nie? Gdyby tak nie było na pewno by tego nie robili. Nie byłoby po temu powodu, bo nie muszą tego robić.
6 - Zadałem Tobie to pytanie, bo wy też ogłosiliście, że będzie to wasz ostatni album i nie zamierzacie promować go podczas żadnej trasy koncertowej czy pojedynczych występów... Dlaczego?
Dużo się ze sobą spieraliśmy, kiedy byliśmy w studio. Podobnie było, kiedy byliśmy w trasie. Zagraliśmy 32 koncerty z Nine Inch Nails, kilka samodzielnych, ścieraliśmy się, kiedy byliśmy sami w czwórkę i po jakimś czasie stawało się to męczarnią. Chcieliśmy iść do przodu i robić nowe rzeczy. Nie jesteśmy The Rolling Stones. Nie jesteśmy zespołem działającym na dłuższą metę. To raczej natura naszej grupy, która jest bardzo zmienna. Pali się bardzo jasno i bardzo szybko wypala. Taka jest natura Bauhaus. Jestem zdumiony faktem, że po tylu latach byliśmy w stanie nagrać ten album.
7 - Ale zajęło wam to tylko 18 dni. To niesamowite!
Tak. Sami nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, bo jak powiedziałem atmosfera między nami, kiedy pracowaliśmy w studio nie była atmosferą pokoju i miłości. Było między nami napięcie. I z tego powodu uważam, że to co z tego wyszło, ta muzyka, jest potężna nie brzmi jakby w studio było kilku starych pierników. Kiedy pracowaliśmy czuliśmy się jakbyśmy znowu mieli po 21 lat. Było nas tam czterech i czuliśmy tę atmosferę, która wytwarza się wtedy, kiedy robisz wszystko jak należy.
8 - Teraz mija 30 lat od chwili powstania waszego zespołu...
Tak! Ktoś mi to właśnie powiedział. Nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że to dokładnie 30 lat i myślę sobie: co z tego? A gdyby to było 27 albo 16 lat? Oczywiście to jest jakaś rocznica, ale i tak nie robiliśmy praktycznie nic przez 25 z tych 30 lat! Więc, o co w tym wszystkim chodzi?
9 - Chodzi o to, że ja w kwietniu kończę 32 lata!
O! To wszystkiego najlepszego dla Ciebie szczęściarzu!
Urodziłeś się kiedy zaczynaliśmy! Miałem 20 lat, teraz mam 50. Wszyscy trzej mieliśmy po 20 lat, a nasz koleś 18! Mój Boże, Kevin musiał mieć 17 albo 18 lat, kiedy zaczynaliśmy. To naprawdę dziwne.
10 - Zastanów się, zatem, dla kogo gracie dziś swoją muzykę? Dla takich jak ja?
Nie wiem. Ty mi powiedz. Na koncertach widzimy ludzi, którzy mają od 10 do 65-70 lat.
Pamiętam taki koncert w Europie, na którym była matka z 10-letnim dzieckiem, był tam też 72-letni facet, i wszyscy w przedziale między nimi. To wszystko miesza się więc... Mnóstwo dzieciaków słyszało o nas przez takie zespoły jak Marilyn Manson czy Nine Inch Nails i potem odkryło nas. Także jest to skrzyżowanie tych wszystkich publiczności.
Nigdy nie zastanawiałem się, dla kogo gramy. To nie ma znaczenia dopóki gramy dla kogoś. To jest ważne.
11 - Czyli ludzie przychodzą na wasz koncert kiedy gracie z Nine Inch Nails i myślą sobie: o to jest Nine Inch Nails, ale wcześniej tak grał Bauhaus?
Tak, myślę, że tak. Nie wiem do końca jak to jest. Czy kiedy graliśmy z . Nine Inch Nails to czy dzieciaki zastanawiały się: „kim są ci faceci?”. Nie sądzę, żeby tak było, bo jeśli interesujesz się taką muzyką, słuchasz Nine Inch Nails to prawdopodobnie odkryjesz też Bauhaus. Myślę, że tak to właśnie wygląda w większości przypadków.
12 - Powiedz, dlaczego nie nagraliście tego albumu 10 lat temu?
Bo wtedy graliśmy z Love And Rockets. A Pete robił swoje rzeczy solowe. Byliśmy więc bardzo, bardzo zajęci. Jako Love And Rockets byliśmy bardzo zajęci przez 17 lat od 1985 do 1997 czy 1998. (Na mój gust to nie jest 17 lat, ale tak powiedział - MH). Nigdy właściwie nie zakończyliśmy działalności. Wydaliśmy 8 czy 9 albumów, jeździliśmy w trasy... Wydaje mi się, że to wystarczająco wiele powodów żeby nie nagrywać jako Bauhaus.
13 - Czy to prawda, że wszystkie utwory z najnowszej płyty nagraliście grając je tylko raz i od razu rejestrując?
Tak. 90 proc. z nich nagraliśmy właśnie w ten sposób. Tak było. I było to dziwne. Kevin najczęściej zaczynał wygrywać rytm na perkusji, prawdziwej, nie na komputerze, a David i ja zaczynaliśmy jammować z nim... Nienawidzę tego słowa, ale zaczynaliśmy grać, cokolwiek, aż w końcu zatrzymywaliśmy się na czymś, Pete śpiewał z budki dla wokalisty. Do ścian przykleiliśmy kartki, na których były napisane teksty, dzięki czemu mogliśmy wybrać te, które chcieliśmy wykorzystać. Pamiętam szczególnie pierwszy utwór. Był on właśnie zrobiony w ten sposób. Ma ten dziwny akord, jak zwykle, zaczęliśmy jammować wokół niego, coś w stylu reggae, David wszedł ze swoją linią basu i taki był początek „Too Much XXI Century”. Od zwykłego pieprzenia aż po coś, co wreszcie nadawało się na utwór. Przez cały czas taśma cyfrowa się kręciła, mikrofony były cały czas włączone. Jeśli więc złapaliśmy jakiś magiczny moment to on od razu tam był. W ten sposób nagraliśmy ten album. Napisaliśmy, nagraliśmy i wyprodukowaliśmy go w 18 dni. Myślę, że to zupełnie inaczej niż w przypadku większości ludzi... Myślę, że większość rzeczy jest teraz poddana produkcji ponad miarę, zbyt precyzyjnie nagrana, wszystko jest zbyt perfekcyjne. My poszliśmy w przeciwną stronę. I jestem z tego bardzo zadowolony.
14 - Czyli powrót do korzeni tyle, że w erze cyfrowej?
Tak. Chodzi o to, że nagrywaliśmy to w Pro Tools. Nie zaprzeczam. Nagraliśmy to tak jak wyglądało to w studio, jest tam dosłownie minimalna ilość ingerencji w dźwięk na tym albumie. To właściwie jesteśmy my grający na żywo w studio, w jednym pokoju. Istotną częścią tego procesu był mastering albumu, do którego użyliśmy masteringu analogowego. Robił to dla nas Doug Sax, gość, który pracował z Pink Floyd, Eltonem Johnem i wszystkimi wielkimi nazwiskami. Cały jego sprzęt jest analogowy, nie cyfrowy, dzięki czemu masz to przyjemne ciepło. Kombinacja tych dwóch elementów: efektywności Pro Tools i nagrywania cyfrowego z analogowym masteringiem sprawia, że brzmi to tak jak brzmi. Myślę, że dźwięk jest kryształowo czysty, ale ma też w sobie to ciepło. Dodatkowo masz częściej do czynienia z CD niż z winylem. Z tym też trzeba się pogodzić. Nie jestem jednak pod tym względem snobem. Lubię płyty kompaktowe, bo są bardzo praktyczne. Trzeba je tylko trochę podkręcić.
15 - Opowiesz mi o prezencie, jaki dostałeś od Petera Murphiego podczas sesji nagraniowej?
Tak, dał mi pedał wah wah, który kiedyś należał do Jimmy’ego Hendrixa. Powiedziałem mu wtedy: Bardzo Ci dziękuję Pete!
16 - To wszystko?
Nie, jest naprawdę fantastyczny. Wykorzystałem go w wielu utworach na tym albumie. Wśród nich jest jeden taki, który pokazuje ... "International Bulletoroof Talent". To brzmienie gitary to jest właśnie ten pedał. To jest cholernie potężne!
Poprosiłem inżyniera w studio, żeby go obejrzał, bo kiedy go dostałem nie działał. Gość go otworzył i kiedy to zrobił, powiedział, że jego wnętrzności są zupełnie inne niż stosowane w większości urządzeń tego typu, Że z pewnością był przerabiany. Brzmiał też zupełnie inaczej. Jest o wiele głośniejszy, bardziej ekstremalny na basie i na górze skali. To jest to, co słychać w muzyce Hendrixa. I to jest jego pedał, a nie żadna kopia, więc to naprawdę coś. Ale nie mam obsesji na punkcie tych wszystkich rzeczy. Nie interesują mnie gitary, kaczki, etc. Mnie bardziej interesuje skończony utwór. Nie jestem maniakiem gitar.
17 - To miało być moje następne pytanie. Jaki masz stosunek do nowości technicznych, starych instrumentów...
Nie dbam o to. Kiedy widzę coś interesującego... Boże! Nigdy nie chodzę do sklepów płytowych itd. Myślę, że to, dlatego, że to jest moja praca. Jestem ogromnym fanem motocykli. Bardziej niż czegokolwiek innego. Zawsze odwiedzam warsztaty z motorami, szukam ich, naprawiam je i na nich jeżdżę. Robiłem to całe życie. I jeśli mam być szczery to to jest przedmiot mojego największego zainteresowania.
18 - Na czym jeździsz?
Mam wiele motorów w tej chwili. Kocham Harleye, Triumphy, nowe i stare.. Mam teraz 7 motorów. Ale naprawdę je odpicowuję. Lubię je malować, lubię je składać do kupy, i lubię.... W tym miasteczku, w którym mieszkam nawracam wszystkich hippisów na jeżdżenie na motorach. To prawdziwa frajda.
19 - Jak misja?
Coś w tym stylu. Sprawiam, że wszyscy hippisi jeżdżą na motorach. To wspaniałe.
20 - Na waszej stronie internetowej można przeczytać, że nad tym albumem unosi się duch Oscara Wilde’a. Mógłbyś to nieco rozwinąć?
Ten motyw nie wziął się bezpośrednio ode mnie. Chodzi tu bardziej o klimat zespołu. Wiesz, jest takie powiedzenie, które mówi: Jedyną rzeczą gorszą od tego, ze o Tobie gadają, jest to, że nie gadają o Tobie. Jest to typowy ekscentryczny, angielski stosunek do tego, czym jest życie. Dzielimy go jako zespół. Myślę, że jest to ta rzecz, z którą wszyscy się utożsamiamy. Bardziej niż z jakąkolwiek inną.
21 - Wcześniej, kiedy rozmawialiśmy o Led Zeppelin mówiłeś o tym, że jest wiele zespołów, które brzmią podobnie, że pochodzą od nich w sensie dźwiękowym, ale jest też sporo młodych zespołów, o których można powiedzieć, że inspirują się Bauhausem. Czy uważasz, że dobrze odrobiły tę lekcję? W waszej muzyce tez słychać inspiracje Davidem Bowie, The Stooges, T. Rex. Jak to jest z tymi inspiracjami? Cieszysz się, że młode zespoły przejmują po Was pałeczkę?
Osobiście w ogóle się nad tym nie zastanawiam. Jeśli inspirują się nami - świetnie, ale nie spędzam czasu na myśleniu o tym. Czasem coś tam gdzieś wychwycę. Myślę, że to śmieszne, że ludzi próbują naśladować głos Pete’a, bo wydaje mi się, że nikt nie potrafi tego zrobić. On ma bardzo charakterystyczny głos. Kiedy słyszałem jakieś nagrania, na których ktoś próbował brzmieć jak Pete i wydało mi się to śmieszne. Mówiąc jednak bardziej ogólnie nigdy mnie to nie zajmowało, nie myślę o tym.
22 - Wróćmy zatem do początków Bauhausu. Czy mógłbyś powiedzieć, że ten zespół to w stu procentach Twój pomysł?
Nie. Oczywiście, że nie. Masz na myśli zespół? Nasza grupa powstała...
Nie wiem czy mówiłem Tobie o tym, bo udzieliłem dzisiaj wielu wywiadów, ale znałem Petera odkąd mieliśmy po 12 lat. Chodziliśmy do tej samej szkoły od 12-16 roku życia. Potem nasze drogi się rozeszły. Ja poszedłem do szkoły artystycznej na cztery lata a on do pracy. Ja skończyłem grając w kilku zespołach z Davidem i Kevinem w naszym rodzinnym mieście. Później one się rozpadły.
Zawsze uważałem, że Pete świetnie by się nadawał do zespołu, bo fajnie wyglądał. Jeszcze w szkole byłem o tym przekonany. Miał ten wygląd. Uważałem, że powinien być w zespole nawet, jeśli miałby grać na bongosach. Po prostu powinien być na scenie. Później, zupełnie bez związku z niczym, 5 lat po skończeniu szkoły, wskoczyłem do mojego samochodu i pojechałem do niego. Mieszkał jakieś 10 mil ode mnie. Tam skąd pochodzę to kawał drogi. Pojechałem tam i zapukałem do jego drzwi, otworzył mi, a nie widzieliśmy się od 5 lat. Pogadaliśmy i zapytałem go: chcesz być w zespole? A on na to: TAK! I to było to.
Kilka tygodni później wynająłem małą salkę prób, a ciężko było ją znaleźć. Miałem jeden wzmacniacz z wbudowanym jednym głośnikiem, z dwoma wejściami: do jednego podłączyłem gitarę, a drugie dałem jemu i podłączyłem do niego mikrofon. Zacząłem coś grać a on zaczął śpiewać jakieś teksty z gazety, która leżała w tym pokoju. Jak tylko usłyszałem jego głos pomyślałem: to jest to! To zadziała! To będzie zespół.
Kevina i Davida znałem z tej szkoły artystycznej, więc najpierw poprosiłem Kevina, bo miałem już wtedy basistę. Nie Davida, ale innego gościa. Zagraliśmy koncert na imprezie z okazji zakończenia roku szkolnego w tej właśnie szkole. Było to prawdopodobnie w grudniu 1978 r. To był początek tego wszystkiego. Ten basista był bezużyteczny, a że znałem Dave’a z innego zespołu poprosiłem go żeby dołączył do nas. Takie były nasze narodziny.
Peter i ja znaliśmy się od zawsze. Kiedy miałem 15 lat udało mi się skombinować gitarę elektryczną. Moja fantazja się ziściła. W wieku 12 lat, kiedy jesteś dzieciakiem i patrzysz na gitary to było to jak bilet do innego świata. W wieku 15 lat dostałem jedną. Kosztowała 25 funtów czyli równowartość 50 dolarów. Co w tamtych czasach było dużą sumą pieniędzy. Ale udało mi się. Pojechałem do Londynu i ją kupiłem. Miałem też malutki wzmacniacz. Któregoś dnia w porze obiadu, wpadł do mnie Pete, było to w czasach, kiedy chodziliśmy do szkoły. Pokazałem mu tę gitarę. Obaj patrzyliśmy na nią jak zaczarowani. Nie umiałem na niej grać, albo przy najmniej bardzo niewiele. Po obiedzie moja mama i tata słyszeli cały ten hałas, który robiliśmy bawiąc się nią. Wracając do szkoły tego popołudnia rozmawialiśmy o tym, że fajnie by było mieć któregoś dnia zespół. A 6 lat później wszystko się zaczęło. Mam bardzo wyraźne wspomnienia dotyczące tej historii.
23 - Pamiętasz bardzo wiele szczegółów...
Nikomu ich tylu nie opowiedziałem... Jak dotąd opowiedziałem to tak dokładnie tylko Tobie.
24 - Czy to prawda, że Pete nigdy wcześniej nie śpiewał?
Tak. Zabawne jest to, że szkoła, do której chodziliśmy miała chór. Do którego chodziło się po to, żeby nie chodzić na matmę. On należał do tego chóru i wydawać by się mogło, że śpiewał, ale nie śpiewał. Jeśli dobrze pamiętam tak właśnie było. Grał na perkusji w miejscowym zespole. Pochodził z miasta Wellingborough, które leży 10 mil od Northampton, z którego pochodzi nas trzech. Myślę, że grał na perkusji, albo poszedł na przesłuchania do kilku zespołów żeby na niej grać. Tak to pamiętam.
25 - W latach 70. zespoły które zaczynały karierę grały najczęściej 3 min. utwory. Wasz debiutancki singiel trwał ponad 9 min. To więcej niż „Bohemian Rhapsody” Queen.
Hahahahahahaha (tak zareagował Daniel)
26 - Czy zrobiliście to celowo?
Nie, to była pierwsza rzecz, którą napisaliśmy jako zespół. Graliśmy ze sobą od 3 tygodni i skomponowaliśmy ten utwór. W czwartym tygodniu weszliśmy do studia w Wellingborough, mieście Pete’a, studia które nazywało się Beck Studio. Tam nagraliśmy tę kompozycję. Byliśmy zespołem dokładnie od 4 tygodni, kiedy nagraliśmy "Bela Lugosi's Dead". Kosztowało nas to ok. 35 dolarów. Tak to było.
27 - Pamiętasz jak wyglądała wasza praca w studio?
Tak, pamiętam to doskonale. To była natychmiastowa akcja. Poszliśmy tam tuż po próbach i nagraliśmy to za pierwszym czy drugim podejściem. Pete był potwornie przeziębiony, dzięki czemu miał specyficzny głos, co akurat było dobre. Nagraliśmy to natychmiast. Później słuchaliśmy tego i było tam takie charakterystyczne echo w perkusji i gitarze, na werblu dokładnie i na gitarze. Wmontowaliśmy je tam i dało się je usłyszeć. Żadnych korekt, niczego. Finito. Trwa to chyba 9 min. 20 sek. Nie myśleliśmy w tamtych czasach komercyjnie. Właściwie to nigdy tak nie myśleliśmy.
28 - Dlaczego nigdy nie umieściliście tego utworu na żadnym z waszych albumów?
Bo to był singiel. Nigdy nam się nie wydawało, że powinniśmy to zrobić. Trwało to bardzo długo od czasu, kiedy ukazał się on jako 12-calowy singiel. Przede wszystkim trwa on 9 i pół minuty i zająłby strasznie dużo miejsca na albumie. To nie byłoby praktyczne posunięcie. W tamtych czasach były wyłącznie winyle i na każdej ze stron płyty miałeś do wykorzystania maksymalnie ok. 22 minut. Więc to prawdopodobnie było jedną z przyczyn. Głównym powodem było jednak to, że nagraliśmy go na długo przed tym, zanim weszliśmy do studia, żeby nagrać nasz pierwszy album. Jaki miałoby to więc sens? To był singiel na swoich prawach.
29 - Po tym jak rozpadł się Bauhaus miałeś dwa swoje zespoły: Tones On Tail i Love And Rockets Wydawałeś też płyty solowe.
To było później. Kiedy coś robię staje się to moją obsesją i robię wtedy tylko jedną rzecz na raz. Zaangażowałem się w Tones On Tail w jakiś rok po rozpadzie Bauhausu, chociaż zespół ten istniał jeszcze za czasów Bauhausu. Robiłem to na boku. Trwało to kilka lat a potem zaczął się okres Love And Rockets.
30 - Który moment w twojej karierze był dla ciebie najważniejszy? Najbliższy twojemu sercu?
Tones on Tail.
31 - Dlaczego?
Nie było w tym żadnego podejścia komercyjnego. Chciałem tworzyć muzykę, która brzmiałaby jak z innej planety a do której mógłbyś tupać nogą. Myślę, ze w Tones udało mi się to osiągnąć. Kiedy słucham tego teraz uważam, że trafiło to w swój czas. Wydaje mi się, jak by to było nagrane w zeszłym tygodniu a nie w 1984 r. Brzmi to dla mnie ponadczasowo. Mam bardzo mile wspomnienia z tego zespołu.
32 - Czy to prawda, że Love And Rockets wraca?
Podobnie jak w przypadku Bauhausu i festiwalu Coachella tak i teraz zaoferowano nam na tej samej imprezie miejsce w rozkładzie dnia, które wypada w niedzielny wieczór. To była oferta nie do odrzucenia. Gramy przed Rogerem Watersem, który zagra cały album The Dark Side of The Moon. A my gramy tuż przed nim, więc jest to wspaniałe...To będzie superkoncert! Dlatego to robimy. To oferta nie do odrzucenia.
33 - Jakieś plany na potem?
Nic na razie. Choć mówiąc szczerze zależy to od tego, co nam zaproponują. Wolałbym zaangażować się w robienie filmów albo produkcji telewizyjnych niż grać koncerty.
34 - Jakie filmy?
Nieważne, byle były dobre. Pracowałem przy kilku i były do kitu. Nie mogę pisać muzyki do takich filmów.
Miłosz Habura, Piotr Rokicki
Dlatego być może to wyjaśnia, dlaczego ci ludzie schodzą się ponownie ze sobą... Nie wydaje mi się, żeby The Police mieli jakiekolwiek kłopoty finansowe. Wiesz co myślę na temat ich zejścia się? „Zróbmy to, jeśli to jest właściwą rzeczą do zrobienia w tym momencie”. W tym muszą być emocje. Nie da się bez nich tego zrobić. Nie sądzę, żeby w świecie muzyki można było być aż takim najemnikiem, żeby dać radę bez nich.
3 - Ale nawet oni zapowiedzieli, że to jest ich ostatnia trasa i po niej definitywnie się rozejdą.
Oczywiście! Po mieliby chcieć grać i grać? To byłoby po prostu żałosne gdyby tak się stało. Będziesz śpiewał "Roxanne" w wieku 70 lat? Nie, to nie jest tego warte.
4 - Mick Jagger ciągle śpiewa "I can't get no satisfaction"...
I to jest właśnie jeden wyjątek od mojej teorii i osobiście nie mam pojęcia jak oni to robią! Kocham Stonesów, ale nie mogę pojąć, jakim sposobem wciąż śpiewają "Jumpin Jack Flash"! Po prostu nie rozumiem.
5 - Być może przekroczyli już tę granicę życia i śmierci jak np. Ozzy Osbourne?
Tak. Dzieje się z nimi coś dziwnego. Nie wiem skąd oni czerpią entuzjazm, żeby robić to, co robią. Nie muszą martwić się o pieniądze, i jestem pewien, że mogą robić co chcą. Myślę jednak, że wytłumaczeniem tego faktu jest to, że oni po prostu dobrze się tym bawią. Więc dlaczego nie? Gdyby tak nie było na pewno by tego nie robili. Nie byłoby po temu powodu, bo nie muszą tego robić.
6 - Zadałem Tobie to pytanie, bo wy też ogłosiliście, że będzie to wasz ostatni album i nie zamierzacie promować go podczas żadnej trasy koncertowej czy pojedynczych występów... Dlaczego?
Dużo się ze sobą spieraliśmy, kiedy byliśmy w studio. Podobnie było, kiedy byliśmy w trasie. Zagraliśmy 32 koncerty z Nine Inch Nails, kilka samodzielnych, ścieraliśmy się, kiedy byliśmy sami w czwórkę i po jakimś czasie stawało się to męczarnią. Chcieliśmy iść do przodu i robić nowe rzeczy. Nie jesteśmy The Rolling Stones. Nie jesteśmy zespołem działającym na dłuższą metę. To raczej natura naszej grupy, która jest bardzo zmienna. Pali się bardzo jasno i bardzo szybko wypala. Taka jest natura Bauhaus. Jestem zdumiony faktem, że po tylu latach byliśmy w stanie nagrać ten album.
7 - Ale zajęło wam to tylko 18 dni. To niesamowite!
Tak. Sami nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, bo jak powiedziałem atmosfera między nami, kiedy pracowaliśmy w studio nie była atmosferą pokoju i miłości. Było między nami napięcie. I z tego powodu uważam, że to co z tego wyszło, ta muzyka, jest potężna nie brzmi jakby w studio było kilku starych pierników. Kiedy pracowaliśmy czuliśmy się jakbyśmy znowu mieli po 21 lat. Było nas tam czterech i czuliśmy tę atmosferę, która wytwarza się wtedy, kiedy robisz wszystko jak należy.
8 - Teraz mija 30 lat od chwili powstania waszego zespołu...
Tak! Ktoś mi to właśnie powiedział. Nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że to dokładnie 30 lat i myślę sobie: co z tego? A gdyby to było 27 albo 16 lat? Oczywiście to jest jakaś rocznica, ale i tak nie robiliśmy praktycznie nic przez 25 z tych 30 lat! Więc, o co w tym wszystkim chodzi?
9 - Chodzi o to, że ja w kwietniu kończę 32 lata!
O! To wszystkiego najlepszego dla Ciebie szczęściarzu!
Urodziłeś się kiedy zaczynaliśmy! Miałem 20 lat, teraz mam 50. Wszyscy trzej mieliśmy po 20 lat, a nasz koleś 18! Mój Boże, Kevin musiał mieć 17 albo 18 lat, kiedy zaczynaliśmy. To naprawdę dziwne.
10 - Zastanów się, zatem, dla kogo gracie dziś swoją muzykę? Dla takich jak ja?
Nie wiem. Ty mi powiedz. Na koncertach widzimy ludzi, którzy mają od 10 do 65-70 lat.
Pamiętam taki koncert w Europie, na którym była matka z 10-letnim dzieckiem, był tam też 72-letni facet, i wszyscy w przedziale między nimi. To wszystko miesza się więc... Mnóstwo dzieciaków słyszało o nas przez takie zespoły jak Marilyn Manson czy Nine Inch Nails i potem odkryło nas. Także jest to skrzyżowanie tych wszystkich publiczności.
Nigdy nie zastanawiałem się, dla kogo gramy. To nie ma znaczenia dopóki gramy dla kogoś. To jest ważne.
11 - Czyli ludzie przychodzą na wasz koncert kiedy gracie z Nine Inch Nails i myślą sobie: o to jest Nine Inch Nails, ale wcześniej tak grał Bauhaus?
Tak, myślę, że tak. Nie wiem do końca jak to jest. Czy kiedy graliśmy z . Nine Inch Nails to czy dzieciaki zastanawiały się: „kim są ci faceci?”. Nie sądzę, żeby tak było, bo jeśli interesujesz się taką muzyką, słuchasz Nine Inch Nails to prawdopodobnie odkryjesz też Bauhaus. Myślę, że tak to właśnie wygląda w większości przypadków.
12 - Powiedz, dlaczego nie nagraliście tego albumu 10 lat temu?
Bo wtedy graliśmy z Love And Rockets. A Pete robił swoje rzeczy solowe. Byliśmy więc bardzo, bardzo zajęci. Jako Love And Rockets byliśmy bardzo zajęci przez 17 lat od 1985 do 1997 czy 1998. (Na mój gust to nie jest 17 lat, ale tak powiedział - MH). Nigdy właściwie nie zakończyliśmy działalności. Wydaliśmy 8 czy 9 albumów, jeździliśmy w trasy... Wydaje mi się, że to wystarczająco wiele powodów żeby nie nagrywać jako Bauhaus.
13 - Czy to prawda, że wszystkie utwory z najnowszej płyty nagraliście grając je tylko raz i od razu rejestrując?
Tak. 90 proc. z nich nagraliśmy właśnie w ten sposób. Tak było. I było to dziwne. Kevin najczęściej zaczynał wygrywać rytm na perkusji, prawdziwej, nie na komputerze, a David i ja zaczynaliśmy jammować z nim... Nienawidzę tego słowa, ale zaczynaliśmy grać, cokolwiek, aż w końcu zatrzymywaliśmy się na czymś, Pete śpiewał z budki dla wokalisty. Do ścian przykleiliśmy kartki, na których były napisane teksty, dzięki czemu mogliśmy wybrać te, które chcieliśmy wykorzystać. Pamiętam szczególnie pierwszy utwór. Był on właśnie zrobiony w ten sposób. Ma ten dziwny akord, jak zwykle, zaczęliśmy jammować wokół niego, coś w stylu reggae, David wszedł ze swoją linią basu i taki był początek „Too Much XXI Century”. Od zwykłego pieprzenia aż po coś, co wreszcie nadawało się na utwór. Przez cały czas taśma cyfrowa się kręciła, mikrofony były cały czas włączone. Jeśli więc złapaliśmy jakiś magiczny moment to on od razu tam był. W ten sposób nagraliśmy ten album. Napisaliśmy, nagraliśmy i wyprodukowaliśmy go w 18 dni. Myślę, że to zupełnie inaczej niż w przypadku większości ludzi... Myślę, że większość rzeczy jest teraz poddana produkcji ponad miarę, zbyt precyzyjnie nagrana, wszystko jest zbyt perfekcyjne. My poszliśmy w przeciwną stronę. I jestem z tego bardzo zadowolony.
14 - Czyli powrót do korzeni tyle, że w erze cyfrowej?
Tak. Chodzi o to, że nagrywaliśmy to w Pro Tools. Nie zaprzeczam. Nagraliśmy to tak jak wyglądało to w studio, jest tam dosłownie minimalna ilość ingerencji w dźwięk na tym albumie. To właściwie jesteśmy my grający na żywo w studio, w jednym pokoju. Istotną częścią tego procesu był mastering albumu, do którego użyliśmy masteringu analogowego. Robił to dla nas Doug Sax, gość, który pracował z Pink Floyd, Eltonem Johnem i wszystkimi wielkimi nazwiskami. Cały jego sprzęt jest analogowy, nie cyfrowy, dzięki czemu masz to przyjemne ciepło. Kombinacja tych dwóch elementów: efektywności Pro Tools i nagrywania cyfrowego z analogowym masteringiem sprawia, że brzmi to tak jak brzmi. Myślę, że dźwięk jest kryształowo czysty, ale ma też w sobie to ciepło. Dodatkowo masz częściej do czynienia z CD niż z winylem. Z tym też trzeba się pogodzić. Nie jestem jednak pod tym względem snobem. Lubię płyty kompaktowe, bo są bardzo praktyczne. Trzeba je tylko trochę podkręcić.
15 - Opowiesz mi o prezencie, jaki dostałeś od Petera Murphiego podczas sesji nagraniowej?
Tak, dał mi pedał wah wah, który kiedyś należał do Jimmy’ego Hendrixa. Powiedziałem mu wtedy: Bardzo Ci dziękuję Pete!
16 - To wszystko?
Nie, jest naprawdę fantastyczny. Wykorzystałem go w wielu utworach na tym albumie. Wśród nich jest jeden taki, który pokazuje ... "International Bulletoroof Talent". To brzmienie gitary to jest właśnie ten pedał. To jest cholernie potężne!
Poprosiłem inżyniera w studio, żeby go obejrzał, bo kiedy go dostałem nie działał. Gość go otworzył i kiedy to zrobił, powiedział, że jego wnętrzności są zupełnie inne niż stosowane w większości urządzeń tego typu, Że z pewnością był przerabiany. Brzmiał też zupełnie inaczej. Jest o wiele głośniejszy, bardziej ekstremalny na basie i na górze skali. To jest to, co słychać w muzyce Hendrixa. I to jest jego pedał, a nie żadna kopia, więc to naprawdę coś. Ale nie mam obsesji na punkcie tych wszystkich rzeczy. Nie interesują mnie gitary, kaczki, etc. Mnie bardziej interesuje skończony utwór. Nie jestem maniakiem gitar.
17 - To miało być moje następne pytanie. Jaki masz stosunek do nowości technicznych, starych instrumentów...
Nie dbam o to. Kiedy widzę coś interesującego... Boże! Nigdy nie chodzę do sklepów płytowych itd. Myślę, że to, dlatego, że to jest moja praca. Jestem ogromnym fanem motocykli. Bardziej niż czegokolwiek innego. Zawsze odwiedzam warsztaty z motorami, szukam ich, naprawiam je i na nich jeżdżę. Robiłem to całe życie. I jeśli mam być szczery to to jest przedmiot mojego największego zainteresowania.
18 - Na czym jeździsz?
Mam wiele motorów w tej chwili. Kocham Harleye, Triumphy, nowe i stare.. Mam teraz 7 motorów. Ale naprawdę je odpicowuję. Lubię je malować, lubię je składać do kupy, i lubię.... W tym miasteczku, w którym mieszkam nawracam wszystkich hippisów na jeżdżenie na motorach. To prawdziwa frajda.
19 - Jak misja?
Coś w tym stylu. Sprawiam, że wszyscy hippisi jeżdżą na motorach. To wspaniałe.
20 - Na waszej stronie internetowej można przeczytać, że nad tym albumem unosi się duch Oscara Wilde’a. Mógłbyś to nieco rozwinąć?
Ten motyw nie wziął się bezpośrednio ode mnie. Chodzi tu bardziej o klimat zespołu. Wiesz, jest takie powiedzenie, które mówi: Jedyną rzeczą gorszą od tego, ze o Tobie gadają, jest to, że nie gadają o Tobie. Jest to typowy ekscentryczny, angielski stosunek do tego, czym jest życie. Dzielimy go jako zespół. Myślę, że jest to ta rzecz, z którą wszyscy się utożsamiamy. Bardziej niż z jakąkolwiek inną.
21 - Wcześniej, kiedy rozmawialiśmy o Led Zeppelin mówiłeś o tym, że jest wiele zespołów, które brzmią podobnie, że pochodzą od nich w sensie dźwiękowym, ale jest też sporo młodych zespołów, o których można powiedzieć, że inspirują się Bauhausem. Czy uważasz, że dobrze odrobiły tę lekcję? W waszej muzyce tez słychać inspiracje Davidem Bowie, The Stooges, T. Rex. Jak to jest z tymi inspiracjami? Cieszysz się, że młode zespoły przejmują po Was pałeczkę?
Osobiście w ogóle się nad tym nie zastanawiam. Jeśli inspirują się nami - świetnie, ale nie spędzam czasu na myśleniu o tym. Czasem coś tam gdzieś wychwycę. Myślę, że to śmieszne, że ludzi próbują naśladować głos Pete’a, bo wydaje mi się, że nikt nie potrafi tego zrobić. On ma bardzo charakterystyczny głos. Kiedy słyszałem jakieś nagrania, na których ktoś próbował brzmieć jak Pete i wydało mi się to śmieszne. Mówiąc jednak bardziej ogólnie nigdy mnie to nie zajmowało, nie myślę o tym.
22 - Wróćmy zatem do początków Bauhausu. Czy mógłbyś powiedzieć, że ten zespół to w stu procentach Twój pomysł?
Nie. Oczywiście, że nie. Masz na myśli zespół? Nasza grupa powstała...
Nie wiem czy mówiłem Tobie o tym, bo udzieliłem dzisiaj wielu wywiadów, ale znałem Petera odkąd mieliśmy po 12 lat. Chodziliśmy do tej samej szkoły od 12-16 roku życia. Potem nasze drogi się rozeszły. Ja poszedłem do szkoły artystycznej na cztery lata a on do pracy. Ja skończyłem grając w kilku zespołach z Davidem i Kevinem w naszym rodzinnym mieście. Później one się rozpadły.
Zawsze uważałem, że Pete świetnie by się nadawał do zespołu, bo fajnie wyglądał. Jeszcze w szkole byłem o tym przekonany. Miał ten wygląd. Uważałem, że powinien być w zespole nawet, jeśli miałby grać na bongosach. Po prostu powinien być na scenie. Później, zupełnie bez związku z niczym, 5 lat po skończeniu szkoły, wskoczyłem do mojego samochodu i pojechałem do niego. Mieszkał jakieś 10 mil ode mnie. Tam skąd pochodzę to kawał drogi. Pojechałem tam i zapukałem do jego drzwi, otworzył mi, a nie widzieliśmy się od 5 lat. Pogadaliśmy i zapytałem go: chcesz być w zespole? A on na to: TAK! I to było to.
Kilka tygodni później wynająłem małą salkę prób, a ciężko było ją znaleźć. Miałem jeden wzmacniacz z wbudowanym jednym głośnikiem, z dwoma wejściami: do jednego podłączyłem gitarę, a drugie dałem jemu i podłączyłem do niego mikrofon. Zacząłem coś grać a on zaczął śpiewać jakieś teksty z gazety, która leżała w tym pokoju. Jak tylko usłyszałem jego głos pomyślałem: to jest to! To zadziała! To będzie zespół.
Kevina i Davida znałem z tej szkoły artystycznej, więc najpierw poprosiłem Kevina, bo miałem już wtedy basistę. Nie Davida, ale innego gościa. Zagraliśmy koncert na imprezie z okazji zakończenia roku szkolnego w tej właśnie szkole. Było to prawdopodobnie w grudniu 1978 r. To był początek tego wszystkiego. Ten basista był bezużyteczny, a że znałem Dave’a z innego zespołu poprosiłem go żeby dołączył do nas. Takie były nasze narodziny.
Peter i ja znaliśmy się od zawsze. Kiedy miałem 15 lat udało mi się skombinować gitarę elektryczną. Moja fantazja się ziściła. W wieku 12 lat, kiedy jesteś dzieciakiem i patrzysz na gitary to było to jak bilet do innego świata. W wieku 15 lat dostałem jedną. Kosztowała 25 funtów czyli równowartość 50 dolarów. Co w tamtych czasach było dużą sumą pieniędzy. Ale udało mi się. Pojechałem do Londynu i ją kupiłem. Miałem też malutki wzmacniacz. Któregoś dnia w porze obiadu, wpadł do mnie Pete, było to w czasach, kiedy chodziliśmy do szkoły. Pokazałem mu tę gitarę. Obaj patrzyliśmy na nią jak zaczarowani. Nie umiałem na niej grać, albo przy najmniej bardzo niewiele. Po obiedzie moja mama i tata słyszeli cały ten hałas, który robiliśmy bawiąc się nią. Wracając do szkoły tego popołudnia rozmawialiśmy o tym, że fajnie by było mieć któregoś dnia zespół. A 6 lat później wszystko się zaczęło. Mam bardzo wyraźne wspomnienia dotyczące tej historii.
23 - Pamiętasz bardzo wiele szczegółów...
Nikomu ich tylu nie opowiedziałem... Jak dotąd opowiedziałem to tak dokładnie tylko Tobie.
24 - Czy to prawda, że Pete nigdy wcześniej nie śpiewał?
Tak. Zabawne jest to, że szkoła, do której chodziliśmy miała chór. Do którego chodziło się po to, żeby nie chodzić na matmę. On należał do tego chóru i wydawać by się mogło, że śpiewał, ale nie śpiewał. Jeśli dobrze pamiętam tak właśnie było. Grał na perkusji w miejscowym zespole. Pochodził z miasta Wellingborough, które leży 10 mil od Northampton, z którego pochodzi nas trzech. Myślę, że grał na perkusji, albo poszedł na przesłuchania do kilku zespołów żeby na niej grać. Tak to pamiętam.
25 - W latach 70. zespoły które zaczynały karierę grały najczęściej 3 min. utwory. Wasz debiutancki singiel trwał ponad 9 min. To więcej niż „Bohemian Rhapsody” Queen.
Hahahahahahaha (tak zareagował Daniel)
26 - Czy zrobiliście to celowo?
Nie, to była pierwsza rzecz, którą napisaliśmy jako zespół. Graliśmy ze sobą od 3 tygodni i skomponowaliśmy ten utwór. W czwartym tygodniu weszliśmy do studia w Wellingborough, mieście Pete’a, studia które nazywało się Beck Studio. Tam nagraliśmy tę kompozycję. Byliśmy zespołem dokładnie od 4 tygodni, kiedy nagraliśmy "Bela Lugosi's Dead". Kosztowało nas to ok. 35 dolarów. Tak to było.
27 - Pamiętasz jak wyglądała wasza praca w studio?
Tak, pamiętam to doskonale. To była natychmiastowa akcja. Poszliśmy tam tuż po próbach i nagraliśmy to za pierwszym czy drugim podejściem. Pete był potwornie przeziębiony, dzięki czemu miał specyficzny głos, co akurat było dobre. Nagraliśmy to natychmiast. Później słuchaliśmy tego i było tam takie charakterystyczne echo w perkusji i gitarze, na werblu dokładnie i na gitarze. Wmontowaliśmy je tam i dało się je usłyszeć. Żadnych korekt, niczego. Finito. Trwa to chyba 9 min. 20 sek. Nie myśleliśmy w tamtych czasach komercyjnie. Właściwie to nigdy tak nie myśleliśmy.
28 - Dlaczego nigdy nie umieściliście tego utworu na żadnym z waszych albumów?
Bo to był singiel. Nigdy nam się nie wydawało, że powinniśmy to zrobić. Trwało to bardzo długo od czasu, kiedy ukazał się on jako 12-calowy singiel. Przede wszystkim trwa on 9 i pół minuty i zająłby strasznie dużo miejsca na albumie. To nie byłoby praktyczne posunięcie. W tamtych czasach były wyłącznie winyle i na każdej ze stron płyty miałeś do wykorzystania maksymalnie ok. 22 minut. Więc to prawdopodobnie było jedną z przyczyn. Głównym powodem było jednak to, że nagraliśmy go na długo przed tym, zanim weszliśmy do studia, żeby nagrać nasz pierwszy album. Jaki miałoby to więc sens? To był singiel na swoich prawach.
29 - Po tym jak rozpadł się Bauhaus miałeś dwa swoje zespoły: Tones On Tail i Love And Rockets Wydawałeś też płyty solowe.
To było później. Kiedy coś robię staje się to moją obsesją i robię wtedy tylko jedną rzecz na raz. Zaangażowałem się w Tones On Tail w jakiś rok po rozpadzie Bauhausu, chociaż zespół ten istniał jeszcze za czasów Bauhausu. Robiłem to na boku. Trwało to kilka lat a potem zaczął się okres Love And Rockets.
30 - Który moment w twojej karierze był dla ciebie najważniejszy? Najbliższy twojemu sercu?
Tones on Tail.
31 - Dlaczego?
Nie było w tym żadnego podejścia komercyjnego. Chciałem tworzyć muzykę, która brzmiałaby jak z innej planety a do której mógłbyś tupać nogą. Myślę, ze w Tones udało mi się to osiągnąć. Kiedy słucham tego teraz uważam, że trafiło to w swój czas. Wydaje mi się, jak by to było nagrane w zeszłym tygodniu a nie w 1984 r. Brzmi to dla mnie ponadczasowo. Mam bardzo mile wspomnienia z tego zespołu.
32 - Czy to prawda, że Love And Rockets wraca?
Podobnie jak w przypadku Bauhausu i festiwalu Coachella tak i teraz zaoferowano nam na tej samej imprezie miejsce w rozkładzie dnia, które wypada w niedzielny wieczór. To była oferta nie do odrzucenia. Gramy przed Rogerem Watersem, który zagra cały album The Dark Side of The Moon. A my gramy tuż przed nim, więc jest to wspaniałe...To będzie superkoncert! Dlatego to robimy. To oferta nie do odrzucenia.
33 - Jakieś plany na potem?
Nic na razie. Choć mówiąc szczerze zależy to od tego, co nam zaproponują. Wolałbym zaangażować się w robienie filmów albo produkcji telewizyjnych niż grać koncerty.
34 - Jakie filmy?
Nieważne, byle były dobre. Pracowałem przy kilku i były do kitu. Nie mogę pisać muzyki do takich filmów.
Miłosz Habura, Piotr Rokicki