Album jak zwykle składa się z dwóch płyt, na pierwszej przewaga piosenek, na drugiej utworów instrumentalnych. Pierwsza płyta utrzymana w szybszym tempie, do potupania nogą, druga relaksacyjna, do odpoczywania.
Miałem trochę nadzieję, że ATB oderwie się na jakimś etapie swojej kariery od swoich korzeni w muzyce techno, na co dawała nadzieję poprzednia płyta ,,Future Melodies”, gdzie pojawiły się po raz pierwszy żywe bębny. Ale to chyba byłoby nieszczere ze strony tego artysty i chyba też nie mógłby sobie pozwolić na zdryfowanie w niszowy obszar, gdzie fani muzyki techno już nie docierają i płyt nie kupują. Na pogrzebanie się żywcem ATB na pewno nie ma ochoty. Dlatego znów słychać syntetyczny beat, znów jest techno trance. Ale są zaskoczenia w postaci skrzypiec, pogrywa też ładnie fortepian, a gdzieniegdzie znów żywe bębny.
Ogólnie jest to po prostu stary, dobry ATB. Są tu ładne utwory, ale brakuje niestety na tej płycie pani Tiff Lacey, wokalistki, która według mnie zaśpiewała w przeszłości najładniejsze piosenki ATB. Jeśli się pojawiała na jego albumie, zawsze była najmocniejszym ogniwem wokalnym, a swoim głosem i sposobem interpretacji potrafiła zbudować nastrój jak nikt inny. Tym razem jej nie ma i ten brak jest odczuwalny...
Marcin Gondziuk
12-05-2011