Tą informacją od 9 października żyje świat: Turcja napadła na Kurdów, a Stany Zjednoczone zostawiły sojusznika na pastwę losu.
ONZ szacuje, że z terenów objętych walkami w Syrii uciekło co najmniej 160 tysięcy osób. Większość z nich zmierza w kierunku irackiego Kurdystanu. Władze tej autonomicznej prowincji szykują się na napływ tysięcy uciekinierów.
W tureckiej ofensywie zginęło jak dotąd około 80 cywilów po obu stronach granicy oraz ponad 70 kurdyjskich bojowników, czterech tureckich żołnierzy i 16 rebeliantów ze sprzymierzonych z Turcją syryjskich oddziałów partyzanckich. Drogę do ofensywy lądowej dla Turcji otworzyła decyzja prezydenta Donalda Trumpa o wycofaniu wojsk z Syrii. Amerykanie byli dotąd najważniejszym sojusznikiem Kurdów w regionie. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan na łamach "Wall Street Journal"napisał, że do jego kraju napływają syryjscy uchodźcy, a przemoc i brak stabilności pchnęły Ankarę do akcji zbrojnej w północno-wschodniej Syrii.
Tymczasem Waszyngton poinformował, że w Syrii jednak pozostanie około 1000 amerykańskich żołnierzy, którzy zgodnie z decyzją administracji USA mieli wkrótce powrócić do kraju. Celem wojskowych ma być kontrolowanie sytuacji w związku z turecką inwazją i reakcja na ewentualne odradzanie się tak zwanego Państwa Islamskiego.
ONZ szacuje, że z terenów objętych walkami w Syrii uciekło co najmniej 160 tysięcy osób. Większość z nich zmierza w kierunku irackiego Kurdystanu. Władze tej autonomicznej prowincji szykują się na napływ tysięcy uciekinierów.
W tureckiej ofensywie zginęło jak dotąd około 80 cywilów po obu stronach granicy oraz ponad 70 kurdyjskich bojowników, czterech tureckich żołnierzy i 16 rebeliantów ze sprzymierzonych z Turcją syryjskich oddziałów partyzanckich. Drogę do ofensywy lądowej dla Turcji otworzyła decyzja prezydenta Donalda Trumpa o wycofaniu wojsk z Syrii. Amerykanie byli dotąd najważniejszym sojusznikiem Kurdów w regionie. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan na łamach "Wall Street Journal"napisał, że do jego kraju napływają syryjscy uchodźcy, a przemoc i brak stabilności pchnęły Ankarę do akcji zbrojnej w północno-wschodniej Syrii.
Tymczasem Waszyngton poinformował, że w Syrii jednak pozostanie około 1000 amerykańskich żołnierzy, którzy zgodnie z decyzją administracji USA mieli wkrótce powrócić do kraju. Celem wojskowych ma być kontrolowanie sytuacji w związku z turecką inwazją i reakcja na ewentualne odradzanie się tak zwanego Państwa Islamskiego.