Po raz kolejny zabieram was… do piekła stanu wojennego. To jeden z punktów zwrotnych w powojennej historii Polski, bat na opozycję i kara za karnawał „Solidarności”. Wielu stan wojenny kojarzy się z trzynastym grudnia, mroźną zimą i brakiem "Teleranka", ale przecież od jego ogłoszenia do zawieszenia minął ponad rok, a do całkowitego zniesienia – dwa i pół roku. W tym czasie władza zatrzymała ponad 10 tysięcy działaczy opozycji, którzy trafili do ośrodków internowania. Część z nich osądzono i skazano na kary więzienia. Jednak jeden z procesów miał znaczenie szczególne, bo na ławie oskarżonych zasiadło jedenastu czołowych działaczy opozycji – między innymi późniejszy prezydent Szczecina Marian Jurczyk, ale w skład osławionej jedenastki wchodzili też Andrzej Gwiazda, Jacek Kuroń, Jan Rulewski, czy Adam Michnik . Wojciech Jaruzelski chciał ich przykładnie ukarać, jednocześnie osłabiając struktury opozycji ułatwiając im podjęcie decyzji o emigracji z kraju. Częściowo ten plan się powiódł, bo część działaczy faktycznie opuściła Polskę, ale sam proces okazał się blamażem dla władzy. Jak to się stało, że dobrze naoliwiona machina propagandowa, oraz wściekła chęć zemsty partii na działaczach nie wystarczyły do wsadzenia za kraty kilkunastu mężczyzn? Co więcej: tym mężczyznom postawiono zarzuty, za które groziła kara śmierci.