To chyba jedno z głównych zadań mamy i taty. Poza zapewnieniem przetrwania, dowodami miłości, poczuciem bezpieczeństwa itd. Narobić dzieciakowi wstydu. Umyślnie, czy nie - zawsze trafi się coś, z czego dzieciak będzie musiał tłumaczyć się przed znajomymi. I co będą mu wypominać. Ale spokojnie - na nich też przyjdzie kolej. Jak tylko do nich wpadną przyjaciele.
Tak jest z tym pechem. Zawsze w najmniej właściwym momencie. Wiem, że nie ma właściwych momentów na pecha, ale na pewno są jakieś bardziej fortunne, niż te, które wybiera pech. Jakie? Nie wiem. Pech wybiera inne. Wybiera też różne rzeczy. Na przykład ten samochód.
Jak byliśmy mali byliśmy kelnerami. Baristami. Zaparzaczami herbaty, pilotami do telewizorów, wyprowadzaczami psów czy poszukiwaczami zagubionych okularów, portfeli i innych drobiazgów. Potem nadeszła dorosłość. I krąg życia zadziałał, choć obiecywaliśmy sobie, że przecież tak nie będziemy. Ale to takie wygodne...
Tak troszeczkę liczyłem, choć może nie wierzyłem, że tego akurat to unikniemy.
Że jednak uda się uniknąć sytuacji, że ktoś będzie żerował na strachu. I że będzie dawał nadzieję. Nawet nie jestem jakoś specjalnie zły. Raczej zawiedziony.
Że jednak uda się uniknąć sytuacji, że ktoś będzie żerował na strachu. I że będzie dawał nadzieję. Nawet nie jestem jakoś specjalnie zły. Raczej zawiedziony.