Radio SzczecinRadio Szczecin » Muzyka » ARCHIWUM » Recenzje płyt » ARCHIWUM - 2007 rok

Niezwykle smutna jest najnowsza płyta ex-członka Depeche Mode Alana Widera, smutna jednak na bardzo jesienną modłę. Na 'subHuman' częściej można doszukać się PeaceOrchestrowych brzmień, niż tych współtworzonych niegdyś przez Wildera w szeregach DM. Oczywiście mnóstwo tu elektroniki i to tej najnowszej i też tej 'tępej' niejako wprost z lat 80-tych. Oniryczne wokale dodają całości kobiecej zmysłowości a przestrzennie brzmiące klawisze czynią utwory 'pod obrazki' - czyli filmowymi. Cały album dotyka i muzycznymi, i wokalnymi detalami wschodu, czuć orient prawie w każdej kompozycji. 7 pełnowartościowych utworów w swoim dźwiękowym stłumieniu bliskie jest momentami dubowej estetyce, przez co także niepokoi. Już sama okładka jest zapowiedzią jakiejś grozy, diabelskiej groteski, którą usłyszeć można po odtworzeniu płyty. Jednak wśród tych niewielu utworów znajdują się i takie, które wyrywają nas z mrocznego orientu i prowadzą wprost do ameryńskiego bluesowego snu o pełnym szczęściu.

Jest tak jak i miało być. Nowojorska grupa Interpol na swoim najnowszym trzecim już albumie odwołuje się do tuzów melancholijnych gitarowych uniesień Joy Division. Interpol jest w tej inspiracji zdaje się bardzo konsekwentny, co cieszy fanów brzmień, w których idzie o gitarowe emo. Kompozycje są przestrzennie teatralne w swoim brzmieniu, lecz nie trącą pretensjonalnością. Wokal Paula Banksa, mimo że bardzo charakterystyczny, cieszy brakiem manieryczności, dlatego też w pełni może prowadzić nas przez wszystkie wyśpiewane historie. I mimo, że stężenie gitar, melodii i śpiew może kojarzyć się ze skomercjalizowanym Placebo, należy stwierdzić, że Interpol pozostaje poza systemem pop-znaczeń.

'Beauty & Crime' to album, który ma szansę połączyć dwa pokolenia słuchaczy. Suzanne Vega nie wskazując bynajmniej na jej wiek na scenie obecna jest już, bowiem od 1985 roku, kiedy to światu ukazał się jej debiutancki krążek. Rok 2007 przyniósł longplay, który podobnie jak poprzednie produkcje nawiązuje do akustycznie - gitarowego rocka, muskającego jazzu i ledwie słyszalnego folk-pop-rocka. Płyta bardzo miła, nieabsorbująca a w ogólnym wydźwięku bardzo pozytywna. Dużo tu ciepłych brzmień zarówno po stronie brzmienia jak i wokalu. Vega opowiada jak zwykła proste, życiowe historie, które zastanawiają, lecz nie frapują.

Nie ma to jak muzyka, którą się już zna a słyszy się ją w układance bardzo autorskiej. Kompilacje muzyczne DJ Kicks liczą sobie już ponad dekadę i za każdym razem label Studio!K7 zaskakuje wyborem artystów składających utwory w całość albumową. Za kompilacje DJ Kicks odpowiadały w przeszłości takie osobistości i osobliwości jak Kieran Hebden z Four Tet, Kruder&Dorfmeister, Nicolette, Andrea Parker, czy Stereo Mc’s. Tym razem za setlistę zabrała się 5-osobowa ekipa elektro - dance’owa Hot Chip. W zestawieniu mieszają się utwory na modłę eklektyczności elektronicznej, choć nie tylko. Po albumie spodziewać się można także numerów m.in. Gabriela Anandy, Ray Charlesa czy New Order.

Niezwykle eklektyczny jak przystało na Groove Armadę krążek. Na płycie jest wszystko, czego można oczekiwać po nowoczesnych, wygenerowanych brzmieniach. Sporo soulu zdynamizowanego syntetycznym brzmieniem, całkiem dużo reggae oraz kilka minimalistycznych delikatnych odsłon elektronicznych. Przy czym spotkać można na albumie także odrobinę hip hopu przepuszczonego przez filtr zdolnych Brytyjczyków. Ten duet po raz kolejny pokusił się o zaczerpnięcie inspiracji ze wszelkich gatunków muzycznych. Zdecydowanie jednak jest to elektroniczna płyta we wszelkich odmianach tejże. Porywający i energetyzujący album.

Po najnowszej płycie Lipy nie można spodziewać się twórczych fajerwerków. Jest na nowym krążku 'Bloo' wiele wysuniętych na przód wszystkich kompozycji brzmiących gitar, jest zachrypnięty głos Lipy i jest też przekonujące, dobre słowo. Na słowie, czyli tekście można by było skupić całą swoją uwagę, gdyż ten właśnie jest najlepszym elementem płyty. Stronę liryczną wypełnia informacja o nadziei, wierze i miłości jak przystało na Lipę. Muzycznie bez zmian, nie licząc intro i outro albumu, które sugerują poszukiwania muzyczne, ale jednak ich nie reprezentują na krążku.

Dobra produkcja, nawiązująca jedynie do estetyki hip hopowej, mimo że przesycona rapem i dynamicznym bitem ze wszechmiar. Doskonałe są produkcje, w których słychać, że korzenie muzyczne artystów sięgają raczej instrumentalnego funku i połamanego jazzu niż 'ulicznych dźwięków', w których muzyczna całość kompatybilnie do współczesności zamienia się w eklektyczny rap. Skill Mega jest w podkładach bardzo funkowy miękki i dynamiczny, w warstwie wokalnej zaś trzyma poziom surowego rapu, lecz co istotne brytyjskiego. Cieszy brytyjski akcent, który przywołuje skojarzenie z Mike'em Skinnerem. Dużo na albumie zabawy z formą, sporo skreczy i old schoolowego grania na gramofonach. Nierzadko też na krążku można usłyszeć funkująco - jazzujące brzmienia - zmiękczające całość.

Polska to płyta z aspiracjami do brzmienia zachodniego a wręcz amerykańskiego. Przy czym warto zauważyć fakt, iż grupa w ogólnym wydźwięku płyty nawiązuje także do sentymentalnej i gitarowej estetyki Wysp. Dużo tu melancholijnie brzmiących gitar i smutnego, prowadzącego opowieść na krążku wokalu. Rzecz warta zainteresowania, choć nie do końca dopracowana, zwłaszcza w materii producentko-brzmieniowej. Nie słychać, bowiem na tym albumie mocnego uderzenia, które powinno być obligatoryjne w tego typu gitarowych formach. Muzyka ma w sobie wiele z rzewnych postcure’owskich opowieści oraz kilka noise’owych i tym samym frapujących nut.