Są obrazy, których się nie zapomina i wspomnienia, których nawet jeśli się chce, nie można wymazać. Dla wielu mieszkańców Szczecina sceny jak z filmu Wołyń, to niestety przypomnienie własnych tragicznych przeżyć lub powrót do wspomnień nieżyjących już bliskich. Powrót do wydarzeń o których przez wiele lat w powojennej Polsce nie można było mówić.
11 i 12 lipca 1943 r. ukraińscy nacjonaliści dokonali skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców 150 miejscowości na Wołyniu. Była to kulminacja trwającej już od początku 1943 r. fali mordowania i wypędzania Polaków z ich domostw, w wyniku której na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków. W opinii znawcy problematyki polsko-ukraińskiej, historyka prof. Grzegorza Motyki „choć akcja antypolska była czystką etniczną, to jednocześnie spełnia ona definicję ludobójstwa”.
Jak dzisiaj po tylu latach od tamtych wydarzeń rozmawiać o upamiętnieniu ofiar, jak budować relacje między Warszawą a Kijowem, właśnie w kontekście wspólnej, tak trudnej historii obu państw?
11 i 12 lipca 1943 r. ukraińscy nacjonaliści dokonali skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców 150 miejscowości na Wołyniu. Była to kulminacja trwającej już od początku 1943 r. fali mordowania i wypędzania Polaków z ich domostw, w wyniku której na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków. W opinii znawcy problematyki polsko-ukraińskiej, historyka prof. Grzegorza Motyki „choć akcja antypolska była czystką etniczną, to jednocześnie spełnia ona definicję ludobójstwa”.
Jak dzisiaj po tylu latach od tamtych wydarzeń rozmawiać o upamiętnieniu ofiar, jak budować relacje między Warszawą a Kijowem, właśnie w kontekście wspólnej, tak trudnej historii obu państw?