11 lipca obchodzony jest "Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa, dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP". Upamiętnia on najbardziej krwawe i tragiczne wydarzenia, do jakich doszło właśnie 11 lipca w 1943 roku, kiedy to oddziały UPA dokonały na Wołyniu skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, mordując ponad tysiąc osób.
Historyk, profesor Leon Popek przypomina, że rzeź wołyńska była wynikiem nacjonalistycznej ideologii, która zakładała stworzenie jednolitej etnicznie Ukrainy, poprzez wyniszczenie osób innej niż ukraińska narodowości.
- Przyświecała im myśl: bądźcie okrutni, bądźcie bezwzględni, postępujcie tak, żeby dziesiąte pokolenie Polaków bało się patrzeć na ukraińską stronę - wyjaśnia profesor Popek.
Ewa Siemaszko, badaczka tamtych wydarzeń mówi, że zbrodni dokonywali sąsiedzi na sąsiadach. - Ludzie, którzy wcześniej byli w bardzo dobrych stosunkach ze swoimi ukraińskimi sąsiadami, potem byli przez nich mordowani - dodaje.
Mimo upływu lat, wciąż nie udało się odnaleźć większości zamordowanych i godnie ich pochować. Dodatkowo kilka tygodni temu Ukraińcy wstrzymali prace poszukiwawcze ofiar rzezi wołyńskiej.
Na samym tylko Wołyniu z rąk OUN-UPA i części lokalnej ludności cywilnej w latach 1943-1944 zginęło około 60 tysięcy Polaków. W akcjach odwetowych mogło zginąć 2-3 tysiące Ukraińców.
"Krwawą niedzielę" 11 lipca 1943 roku przeżyła Zofia Szwal ze Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu. To właśnie 11 lipca nastąpiła kulminacja ataków Ukraińskiej Powstańczej Armii na polską ludność na Wołyniu. Szwal miała wtedy 10 lat i mieszkała w Orzeszynie.
- Do domu wpadła banda ukraińska i wszystkich wypędziła. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, ludzie pytali się, co się dzieje. Oni mówili, że wszystkich muszą zabrać do lasu, a wcześniej zabrali mężczyzn, bo będą tutaj walczyli z Niemcami - opowiada Zofia Szwal.
Wyjaśnia, że Ukraińcy przekonywali miejscową ludność, iż przez wieś wkrótce będzie przebiegał front. W lesie znajdowały się posowieckie okopy. Zofia Szwal szacuje, że w lesie Ukraińcy wymordowali ponad 300 osób, w tym około 130 dzieci. Zginęli też prawie wszyscy z jej rodziny.
- Przeżyłam tylko dlatego, że w czasie wypędzenia w domu przebywał krewny, który podał się za Ukraińca. Ukraińcy pozwolili mu odjechać, wcześniej ojciec ubłagał oprawców, żeby krewny mógł wziąć ze sobą dwójkę dzieci - mówi Szwal.
Przypadający 11 lipca Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa Polaków na Kresach Wschodnich dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP jest w tym roku obchodzony po raz pierwszy. Został ustanowiony rok temu specjalną uchwałą Sejmu.
- Przyświecała im myśl: bądźcie okrutni, bądźcie bezwzględni, postępujcie tak, żeby dziesiąte pokolenie Polaków bało się patrzeć na ukraińską stronę - wyjaśnia profesor Popek.
Ewa Siemaszko, badaczka tamtych wydarzeń mówi, że zbrodni dokonywali sąsiedzi na sąsiadach. - Ludzie, którzy wcześniej byli w bardzo dobrych stosunkach ze swoimi ukraińskimi sąsiadami, potem byli przez nich mordowani - dodaje.
Mimo upływu lat, wciąż nie udało się odnaleźć większości zamordowanych i godnie ich pochować. Dodatkowo kilka tygodni temu Ukraińcy wstrzymali prace poszukiwawcze ofiar rzezi wołyńskiej.
Na samym tylko Wołyniu z rąk OUN-UPA i części lokalnej ludności cywilnej w latach 1943-1944 zginęło około 60 tysięcy Polaków. W akcjach odwetowych mogło zginąć 2-3 tysiące Ukraińców.
"Krwawą niedzielę" 11 lipca 1943 roku przeżyła Zofia Szwal ze Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu. To właśnie 11 lipca nastąpiła kulminacja ataków Ukraińskiej Powstańczej Armii na polską ludność na Wołyniu. Szwal miała wtedy 10 lat i mieszkała w Orzeszynie.
- Do domu wpadła banda ukraińska i wszystkich wypędziła. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, ludzie pytali się, co się dzieje. Oni mówili, że wszystkich muszą zabrać do lasu, a wcześniej zabrali mężczyzn, bo będą tutaj walczyli z Niemcami - opowiada Zofia Szwal.
Wyjaśnia, że Ukraińcy przekonywali miejscową ludność, iż przez wieś wkrótce będzie przebiegał front. W lesie znajdowały się posowieckie okopy. Zofia Szwal szacuje, że w lesie Ukraińcy wymordowali ponad 300 osób, w tym około 130 dzieci. Zginęli też prawie wszyscy z jej rodziny.
- Przeżyłam tylko dlatego, że w czasie wypędzenia w domu przebywał krewny, który podał się za Ukraińca. Ukraińcy pozwolili mu odjechać, wcześniej ojciec ubłagał oprawców, żeby krewny mógł wziąć ze sobą dwójkę dzieci - mówi Szwal.
Przypadający 11 lipca Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa Polaków na Kresach Wschodnich dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP jest w tym roku obchodzony po raz pierwszy. Został ustanowiony rok temu specjalną uchwałą Sejmu.
"Krwawą niedzielę" 11 lipca 1943 roku przeżyła Zofia Szwal ze Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu.
Dodaj komentarz 2 komentarze
Dlaczego w tym przypadku mówi się o ukraińskich nacjonalistach, a w przypadku niemieckich obozów koncentracyjnych mówi się o jakichś mitycznych nazistach?
lecz na antenie RS bardzo często puszczane są utwory zespołu enej.....
a prawda wygląda tak: Piotr Sołoducha, założyciel zespołu enej, na pytanie, skąd wziął nazwę i z czym się ona mu kojarzy, odpowiada, że gdy ją wybierał, miał 14 lat i małą świadomość, co ona może oznaczać. Po prostu znał słowo „enej” i miło mu się ono kojarzyło, bo było imieniem głównego bohatera „Eneidy”, ukraińskiej książki napisanej przez Iwana Kotlarewskiego. A dla ukraińców enej to taki bohater jak dla Polaków Kmicic.
enej to również pseudonim petra olijnyka, jednego ze zbrodniarzy, którzy w 1943 r. wymordowali na Wołyniu prawie 100 tys. Polaków. „enej” miał być wyjątkowo okrutny, ponieważ swoim ofiarom odrąbywał głowy.
Ogólnie żadnemu ukrolowi enej nie kojarzy się z "Eneidą" a gówniarze mają niezły ubaw patrząc na tłumy podrygujących, w takt ich muzyki, Polaków.....
i nawet w takim dniu na antenie usłyszeliśmy enej......