Emocje związane ze zlotem żaglowców w Szczecinie już nieco opadły. Warto jednak wrócić do tamtych chwil, kiedy nagrode na zakończenie imprezy odebrała załoga szczecińskiego jachtu Dar Szczecina, za zdobycie pierwszego miejsca w wyścigu na trasie Sztokholm - Szczecin. Rozmowa z Jerzym Szwochem - kapitanem Daru Szczecina.
Zajęliście pierwsze miejsce w swojej klasie a drugim wyścigu ze Sztokholmu do Szczecina - puchar odbieraliście w swoim mieście. Jakie to uczucie?
Jerzy Szwoch - to naprawdę wielkie wzruszenie. Przyznaje, że czuliśmy na sobie wielką presję. W ubiegłym roku zajęliśmy 1 miejsce na trasie z Anglii do Portugalii i drugie w drugim etapie. W tym roku mieliśmy trzecie miejsce w pierwszym etapie, więc nie tylko my mieliśmy apetyt na zwycięstwo. Udało się. I jesteśmy bardzo dumni. Choć do końca nic nie było wiadome, bo w naszej klasie C startowało bardzo dużo jachtów, niektóre miały korzystniejsze przeliczniki.
Załoga do tego rejsu przygotowywała się przez kilka miesięcy.
Jerzy Szwoch - tak, najpierw były eliminacje w których stanęło ponad 90 osób. Z nich wybraliśmy 34 które stworzyły żeglarska reprezentację Szczecina. Wszyscy musieli pracować przy jachtach, uczestniczyć w zajęciach żeglarskich, muzycznych, tanecznych - chcieliśmy przygotować się całościowo do tej imprezy. Nauczyć się większej ekspresji, pokazywania w portach i chyba się udało. Przez ten czas, co dla nas najważniejsze, stworzyliśmy zgrana załogę, nie musieliśmy się siebie uczyć dopiero na pokładzie, a to jest ważne.
A co na wodzie? W pierwszym etapie mieliście sprzyjające wiatry od rufy, dlatego do Kotki dopłynęliście bardzo szybo. Do Szczecina natomiast musieliście się halsować.
Jerzy Szwoch - tak, drugi etap był zdecydowanie trudniejszy. Wcześniej śledziliśmy warunki pogodowe, pracowaliśmy na mapach, to był naprawdę duży wysiłek. No i taktyka. Długo zastanawialiśmy się, czy robić zwrot, czy popłynąć pomiędzy Gotlandią a Olandią - i tak zrobiliśmy i opłaciło się.
A co czuliście wpływając do Szczecina?
Jerzy Szwoch - wpływaliśmy kiedy większość jachtów i żaglowców już stała w porcie. Zdziwiły nas te tłumy na kei, to jak nas witali i zorganizowanie miasta. Kiedy wypływaliśmy stąd miasto miało jeszcze dużo do zrobienia. Jednak to co zastaliśmy bardzo nas zaskoczyło. Dzisiaj już mogę powiedzieć, że jestem dumny. Nikt w żadnym porcie nas AK nie przyjął jak tutaj. Dostaliśmy świeży chleb na pokład, jakaś pani przyszła i zapytała, czy nie wziąć naszych rzeczy do prania. Na drugi dzień przyniosła wszystko wyprasowane. Byliśmy bardzo zaskoczeni. I to, ze każdy teraz chce sobie z nami zrobić zdjęcie. Z naszymi gryfikami. Moc imprez na kei. To naprawdę robi bardzo duże wrażenie.