Niebezpieczny lokator
"Zwracam się do Redakcji ze sprawą, która trwa chyba już 3-ci rok. Umysłowo chory (w lekkim stopniu) człowiek znalazł sobie zabawę w postaci wyrzucania przez okno różnych rzeczy. Nie jest ubezwłasnowolniony, nie pracuje. Mieszka z matką.
Wyrzuca szkło (butelki, słoiki, talerze). Problem dotyczył wtedy budynku w którym on mieszka (Wilków Morskich ), bo lądowało to na ich dojściu do bramy od strony podwórza. W końcu kogoś trafił, nic się nikomu nie stało, sprawa ponoć została załatwiona polubownie. Uspokoiło się ale nie na długo. Przeniósł się do okien od strony ulicy i do dnia dzisiejszego praktycznie codziennie coś wyrzuca: podarte gazety, papierki po cukierkach, opakowania po różnych produktach spożywczych, dziesiątki niedopałków papierosów (prawdopodobnie skądś je przynosi), wylewa wodę na chodnik czy zaparkowane samochody. Robi to głównie późnym wieczorem lub w nocy. Na samochodach lądują także resztki jedzenia, jajka, rzuca w nie np. jabłkami czy ziemniakami. Ale przede wszystkim chodzi o szkło, butelki wyrzucane z 2-go piętra rozbijają się o chodnik kilkanaście metrów dalej obok sąsiedniego budynku, w którym ja mieszkam (Boh. Warszawy 81). Kawałki szkła znalazłem kiedyś na parapecie swojego okna! Szkło rozbija się prawie na narożniku budynku i przy drzwiach na klatkę schodową, ktoś może, wyjść, wybiec zza narożnika i dostać w głowę! Sprawę w tym roku została zgłoszona na policję, kiedy to na przełomie stycznia i lutego nastąpił zmasowany atak codziennego wyrzucania przed wszystkim szkła, także w ciągu dnia, wyleciał nawet talerz, który wbił się w śnieg obok zaparkowanego samochodu. Rzucił butelką w niedawno wyremontowaną elewację budynku od strony podwórza - została uszkodzona. Co się okazało, sprawa jest policji znana, co więcej, był nawet złożony wniosek o ukaranie do sądu, jednak zakończyło się to wyrokiem pt. "niska szkodliwość społeczna”. Czyli musi się komuś stać krzywda żeby coś w tej sprawie konkretnego zrobiono?"
Słuchacz
"Zwracam się do Redakcji ze sprawą, która trwa chyba już 3-ci rok. Umysłowo chory (w lekkim stopniu) człowiek znalazł sobie zabawę w postaci wyrzucania przez okno różnych rzeczy. Nie jest ubezwłasnowolniony, nie pracuje. Mieszka z matką.
Wyrzuca szkło (butelki, słoiki, talerze). Problem dotyczył wtedy budynku w którym on mieszka (Wilków Morskich ), bo lądowało to na ich dojściu do bramy od strony podwórza. W końcu kogoś trafił, nic się nikomu nie stało, sprawa ponoć została załatwiona polubownie. Uspokoiło się ale nie na długo. Przeniósł się do okien od strony ulicy i do dnia dzisiejszego praktycznie codziennie coś wyrzuca: podarte gazety, papierki po cukierkach, opakowania po różnych produktach spożywczych, dziesiątki niedopałków papierosów (prawdopodobnie skądś je przynosi), wylewa wodę na chodnik czy zaparkowane samochody. Robi to głównie późnym wieczorem lub w nocy. Na samochodach lądują także resztki jedzenia, jajka, rzuca w nie np. jabłkami czy ziemniakami. Ale przede wszystkim chodzi o szkło, butelki wyrzucane z 2-go piętra rozbijają się o chodnik kilkanaście metrów dalej obok sąsiedniego budynku, w którym ja mieszkam (Boh. Warszawy 81). Kawałki szkła znalazłem kiedyś na parapecie swojego okna! Szkło rozbija się prawie na narożniku budynku i przy drzwiach na klatkę schodową, ktoś może, wyjść, wybiec zza narożnika i dostać w głowę! Sprawę w tym roku została zgłoszona na policję, kiedy to na przełomie stycznia i lutego nastąpił zmasowany atak codziennego wyrzucania przed wszystkim szkła, także w ciągu dnia, wyleciał nawet talerz, który wbił się w śnieg obok zaparkowanego samochodu. Rzucił butelką w niedawno wyremontowaną elewację budynku od strony podwórza - została uszkodzona. Co się okazało, sprawa jest policji znana, co więcej, był nawet złożony wniosek o ukaranie do sądu, jednak zakończyło się to wyrokiem pt. "niska szkodliwość społeczna”. Czyli musi się komuś stać krzywda żeby coś w tej sprawie konkretnego zrobiono?"
Słuchacz