4 sierpnia odeszła Lidia Kessler, piękny i dobry Człowiek. Dziś na Cmentarzu Centralnym odbył się jej pogrzeb. Panią Lidię ("Lidkę" - powiedziałaby pewnie, przypominając mi po raz kolejny, że przeszłyśmy na "Ty") poznałam w ciekawych okolicznościach, o których opowiem innym razem. Kilka razy byłam w jej małym mieszkanku i nagrywałam historię jej życia. Trudne dzieciństwo, jeszcze trudniejszą, bo okaleczoną przez wojnę młodość. Kilkakrotnie uniknęła śmierci w wydarzeniach określanych mianem rzezi wołyńskiej. Była żołnierzem 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Niezwykłe były też jej powojenne losy. Ale o tym miałyśmy jeszcze porozmawiać. Już się nie uda...
Przy grobie stało jej zdjęcie, ponoć zrobione zaledwie miesiąc temu. Zrobiłam fotografię. Przez moment wydawało mi się, że nie wyszła - została "zabrudzona" przez odbijające się w szybce drzewa. Byłam zła na siebie, ale teraz myślę, że jest to symboliczne. Osobie - która tak mocno kochała roślinki, która, jak mi powiedziała jej wnuczka, "codziennie jeździła na Hożą na działkę i tam pracowała tak, że sąsiedzi przecierali oczy ze zdumienia" (miała bowiem 93 lata) - podobałoby się to zdjęcie.
Reportaż powstanie. "Poziomka" zasługuje na to.