„Chciałem dobrze i mierzyłem wysoko. Dawałem z siebie wszystko, podporządkowałem swoją osobę sprawie, a upodobania obowiązkom. Nie oszczędzałem się i zawsze byłem sprawiedliwy w żądaniu, aby inni również dokładali wszystkich sił. W natłoku zmagań i gorączce chwili zadawane były rany i popełniane błędy, zarówno przeze mnie, jak i przez Was (...)”. Te gorzkie słowa skierował w liście do pracowników Opery wiedeńskiej Gustav Mahler, kończąc dziesięcioletnią karierę jako ich dyrektor. Wspaniały geniusz opuszczał europejską stolicę muzyczną zmęczony nieustanną krytyką, licznymi chorobami i śmiercią ukochanej córeczki. Po niecałych trzech miesiącach od ostatniego przedstawienia „Fidelia” w Wiedniu, 1 stycznia 1908 roku stanął na deskach Metropolitan Opera w Nowym Jorku, zaczynając swoją krótką, ale intensywną karierę w Stanach Zjednoczonych. Żył zaledwie 50 lat.
Czy pamiętają Państwo, jak przy okazji symfonii „Tragicznej” wykonywanej w Filharmonii w Szczecinie mówiono o dziwnym fatum, które nie opuszczało Mahlera od czasu, kiedy postanowił w tym utworze odwzorować padającego pod uderzeniami losu bohatera? Wiele legend narosło dookoła tej historii. Niektórzy uważają, że Mahler był świadomy „klątwy dziewięciu”, według której od czasów Beethovena żaden z kompozytorów nie ukończył za życia więcej niż dziewięciu symfonii. Dlatego miał nazwać napisaną latem 1909 roku „Pieśń o ziemi” symfonią na tenor, alt (lub baryton) oraz orkiestrę, bez nadawania jej numeru.
Dzieło zabrzmiało w piątek (16.04.2021) w złotej sali Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie w doskonałych interpretacjach światowej sławy śpiewaków, norweskiej mezzosopranistki Marianne Beate Kielland oraz kanadyjskiego tenora Michaela Shade i szczecińskich symfoników pod dyrekcją Runego Bergmanna.
Czy pamiętają Państwo, jak przy okazji symfonii „Tragicznej” wykonywanej w Filharmonii w Szczecinie mówiono o dziwnym fatum, które nie opuszczało Mahlera od czasu, kiedy postanowił w tym utworze odwzorować padającego pod uderzeniami losu bohatera? Wiele legend narosło dookoła tej historii. Niektórzy uważają, że Mahler był świadomy „klątwy dziewięciu”, według której od czasów Beethovena żaden z kompozytorów nie ukończył za życia więcej niż dziewięciu symfonii. Dlatego miał nazwać napisaną latem 1909 roku „Pieśń o ziemi” symfonią na tenor, alt (lub baryton) oraz orkiestrę, bez nadawania jej numeru.
Dzieło zabrzmiało w piątek (16.04.2021) w złotej sali Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie w doskonałych interpretacjach światowej sławy śpiewaków, norweskiej mezzosopranistki Marianne Beate Kielland oraz kanadyjskiego tenora Michaela Shade i szczecińskich symfoników pod dyrekcją Runego Bergmanna.