MOBY
* * * * *
W zasadzie trudno w to uwierzyć, ale to już dziesiąty album w karierze Moby’ego. Nigdy nie był to twórca jakiejś szczególnie wesołej muzyki, ale tym razem jest jeszcze bardziej melancholijny, wręcz mroczny, no ale przecież utwory te tworzył nocą, w hotelach, podczas trasy koncertowej. Cierpiał na bezsenność, więc wymyślał piosenki i w bardzo różny sposób te pomysły rejestrował, czasem po prostu przygrywał coś na gitarze i nagrywał to w telefonie, a po powrocie do Nowego Jorku rozwijał te pomysły w swoim studiu nagraniowym.