Po latach przerwy postanowili jednak, że znów zrobią coś razem i wznowili działalność nagraniową Lamb. Teraz i on ma już dziecko, czuje się przez to bardziej dojrzały, co – jak oboje mówią – odnowiło i bardzo wzmocniło ich przyjaźń. W efekcie powstał bardzo dojrzały album zatytułowany po prostu ,,5”. Andy Barlow uważa, że 5 to jego szczęśliwa cyfra i to on był pomysłodawcą tytułu, tym bardziej, że jest to przecież piąty album w dyskografii Lamb.
Czy warto było poczekać na nowe nagrania Lamb? Warto, bo jest na tym albumie kilka przepięknych utworów (Wise Enough, The Spectacle, Build A Fire, Back To Beginning). Całość nagrana została w domowym studio Andy’ego Barlowa, gdzieś na angielskiej zaśnieżonej wsi. Pracowali bez presji, że muszą zadowolić czyjeś oczekiwania. Jest to więc w pełni niezależna muzycznie płyta i tak ona brzmi, inaczej niż to, co spotyka się na listach przebojów. Są tu mocno wciągające momenty, ale nie brakuje też niestety i takich, które są dla ucha obojętne. Dlatego pozostaje niedosyt. Lamb balansuje bowiem na granicy dwóch trudnych do połączenia światów muzycznych – z jednej strony piękne melancholijne melodie, z drugiej pokręcone rytmy. Wynika to oczywiście z dwóch bardzo różnych osobowości Lou i Andy’ego. Kiedy w roku 1995 poznali się przez wspólnego znajomego w Manchesterze, Lou Rhodes była fotografem, uwielbiała muzykę folkową, podczas gdy Andy Barlow był inżynierem dźwięku, rozkochanym w muzyce drum’n’base. Muzycznie są więc jak dwa przeciwległe bieguny i to wyraźnie na tej płycie słychać. Tym bardziej warto posłuchać tego albumu...
Marcin Gondziuk
09-06-2011
Płyty oceniane są w sześciogwiazdkowej skali.